Radykalizm a młodzi


Im bardziej zbliżamy się do wyborów, tym więcej przybywa sondaży. Chociaż każdy z nich się różni, to pewne wnioski pozostają uniwersalne. Najmłodsi wyborcy częściej wspierają nowopowstałe ugrupowania radykalne w porównaniu do starszych obywateli, głosujących raczej na znane i zakorzenione w scenie politycznej partie centrowe i liberalne. Najważniejszym i najwymowniejszym przejawem tej różnicy jest wynik Konfederacji w wyborach z 2019. W najmłodszej grupie wiekowej zajęła ona aż trzecie miejsce. Tendencja do przyciągania młodych ludzi przez najradykalniejsze organizacje jest rosnąca i niebezpieczna. Zjawisko to ma długą i smutną historię i warto się zastanowić nad tym, skąd się bierze i jak mu przeciwdziałać.

Wiele napisano o wpływie propagandy na młodzież – dzieci, pozbawione aparatu krytycznego i umiejętności potrzebnych do rozróżnienia prawdy od kłamstwa, a także zrozumienia własnych poglądów politycznych i uprzedzeń, są najbardziej podatne na manipulacje. Świadomi byli tego już w latach przedwojennych wszyscy dyktatorzy, którzy podporządkowywali sobie najmłodszych obywateli, tworząc takie grupy jak Komsomoł czy Hitler-Jugend, nazistowska młodzieżówka, w której członkostwo było obowiązkowe dla wszystkich aryjskich chłopców. Po II Wojnie Światowej niewiele się zmieniło. W Bloku Wschodnim organizacje młodzieżowe często odgrywały ważną rolę w tworzeniu obrazu państwa; przykładowo polski Związek Młodzieży Socjalistycznej już w roku swojego powstania liczył 70 tysięcy członków, a do lat siedemdziesiątych liczba ta przekroczyła milion.

Wiatr zmian

Wiele dzieci, nastolatków oraz młodych dorosłych ulegała autorytarnej propagandzie, co nie znaczy, że zawsze i wszędzie ich poglądy były tożsame z linią państwową. Pod koniec lat sześćdziesiątych przez Europę przetoczyła się fala protestów i strajków studenckich skierowanych przeciwko establishmentowi. W Ameryce na znaczeniu zyskały grupy proklamujące rewolucyjny socjalizm, jak Partia Czarnych Panter, Young Lords, Symbioniczna Partia Wyzwolenia, czy Weatherman. Ich założycielami i najważniejszymi działaczami byli ludzie po dwudziestce, studenci, czasami nastolatkowie; wiązali się na uniwersytetach i w szkołach. Młodzież amerykańska miała wtedy pełne prawo czuć się co najmniej ignorowana, a może nawet zagrożona – setki tysięcy amerykańskich żołnierzy straciło życie na wojnie w Wietnamie; często były to ofiary przymusowego poboru, ludzie biedni, nieproporcjonalnie dużą część stanowili również czarnoskórzy. Dla młodych ludzi radykalny sprzeciw przeciwko państwu wysyłającemu ich (lub ich braci, ojców, partnerów, synów) na śmierć był jedynym rozwiązaniem i sposobem zapewnienia tego, że ich głos zostanie usłyszany.

Sytuacja zmieniła się trochę w latach dziewięćdziesiątych. Wieszczony przez Francisa Fukuyamę „koniec historii” nie nastąpił, ale jego wizja wpłynęła na mentalność ludzi tworzących nowy, postkomunistyczny świat. Młodzi ze wschodu, którzy jeszcze parę lat temu walczyli o niepodległość, obalali Mur Berliński i wspierali strajkujących robotników, szybko dali się wciągnąć w świat znany ich rówieśnikom z zachodu już od końca lat siedemdziesiątych; świat wyścigu szczurów, wielkich korporacji, japiszonów, dogmatu nieomylności starszych, silnych i dominujących. Transformacje w kierunku neoliberalizmu, wolnego rynku i kapitalizmu, w wielu krajach postkomunistycznych przeprowadzono nieudolnie, doprowadzając młodzież do zwiększonego lęku o swoją przyszłość, do niepewności i obaw ekonomicznych. Partie polityczne walczące o władzę w nowym, demokratycznym systemie nie podjęły tego tematu, akceptując kryzys jako zło konieczne, skutek uboczny doktryny szokowej.

Ten stan rzeczy przypieczętowały rozgrywki polityczne w ciągu następnej dekady. Przykładowo w Polsce, w połowie pierwszej dekady XXI wieku różne skandale i afery skompromitowały Sojusz Lewicy Demokratycznej (moskiewska pożyczka, taśmy Oleksego, afera Rywina) oraz Samoobronę (seksafera, afera taśmowa, afera gruntowa), doprowadzając do wzmocnienia pozycji Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości, a także ustanowienia przez nie trwającego do dzisiaj systemu niepokojąco coraz bliższego systemowi dwupartyjnemu.

Sytuacja, w której te same partie istnieją na scenie politycznej już od kilkudziesięciu – a w przypadku takich krajów jak Wielka Brytania czy USA nawet paruset! – lat, musi prowadzić do budowania się frustracji wśród młodych ludzi. Łatwo zauważyć, że wiele z tych partii utrzymuje się na szczycie dzięki braku pewnej klarowności co do swoich poglądów. Partie „big tent”, łączące polityków o różnych poglądach na wiele spraw, organizacje centrowe, centroprawicowe, lub centrowe udające, ugrupowania o synkretycznych postulatach – stanie w wielu ważnych sprawach „pośrodku”, a przynajmniej deklarowanie takiej postawy, jest wygodną metodą na utrzymanie przez nie zaufania. Podtrzymywanie status quo i brak deklaracji radykalnych zmian zachęca z kolei ludzi, którzy z obecnego stanu rzeczy czerpią zysk albo którzy polityką się nie interesują i nie mają od państwa szczególnych wymagań.

Czerwona pigułka

Młodzi ludzie nie zaliczają się jednak do żadnej z tych grup. W obliczu niezliczonych problemów i kryzysów, wśród wojenek światopoglądowych, na skraju dorosłości świadomość i zaangażowanie polityczne młodych rośnie. Dużą rolę w kształtowaniu tych poglądów odgrywa Internet. Wiele już napisano o tym, jak w króliczą norę radykalizacji wpadają młodzi – sam algorytm rekomendacji YouTube’a pod koniec lat 10. XXI wieku przekonwertował wielu centrystów i fanów prawicujących pseudointelektualistów pokroju Jordana Petersona i Bena Shapiro w radykalnych i ziejących nienawiścią alt-rightowców. Często niepewni i bojący się przyszłości młodzi mężczyźni pod wpływem politycznych guru przekuwają frustrację wynikającą z problemów ze znalezieniem pracy, w nienawiść do imigrantów, a ból wynikający z niepowodzeń w życiu romantycznym i seksualnym – w mizoginię i niechęć do emancypacji kobiet. To nie są dobre czasy, żeby być młodym człowiekiem – i dlatego na znaczeniu zyskują partie, które żywią się tymi lękami.

Sama odpowiedź na pytanie, dlaczego najbardziej radykalne partie cieszą się popularnością szczególnie wśród młodych, wydaje się być trochę oczywista – bo kierują one swój przekaz do tej grupy w większym stopniu niż obecne na scenie politycznej od dekad partie politycznego mainstreamu. Często tworzą je osoby młode, które lepiej wiedzą, jak uderzyć do Pokolenia Z niż spece od PRu tworzący „młodzieżowy content”, często po prostu żenujący (vide słynny „bambik” Donalda Tuska, który zachwycił chyba jedynie Tomasza Lisa).

Nie można jednak tego zjawiska bagatelizować. Łatwo po prostu wzruszyć ramionami i uznać, że trudno, radykalizm był, jest i będzie. W ostatnich latach coraz częściej prowadzi on jednak do aktów przemocy wobec zwykłych obywateli, zamachów terrorystycznych, strzelanin, a także do mniej groźnych, ale wciąż ogromnie szkodliwych zjawisk jak cyberbullying, mowa nienawiści czy stalking. A przecież można z tym walczyć, istnieje rozwiązanie! Tylko jest ono niewygodne dla ludzi zasiadających obecnie przy stołku. Wymagałoby zwrócenia uwagi na młodych i na ich potrzeby, być może zmiany całego systemu, zaprzestanie bezsensownych wojenek o władzę między partiami o de facto podobnych poglądach i podjęcie prawdziwych działań w walce z katastrofą klimatyczną, wyzyskiem, problemami ze znalezieniem pracy, kryzysem zdrowia psychicznego, faszyzmem i innymi bolączkami Pokolenia Z. Pytanie, czy kiedyś się tego doczekamy.

Michał FILIPIAK

Powyższy tekst został zainspirowany raportem Debiutanci’23 - portretu młodych Polek i Polaków, którzy pierwszy raz zagłosują w wyborach. To aż 1 422 275 nowych wyborczyń i wyborców, którzy przesądzą o wyniku wyborów. Z raportu wynika, że aż 80% z nich jest sfrustrowanych aktualną sytuacją polityczną w kraju. Zachęcamy do uważnej lektury i pobrania wyników badania na https://mlodziwyborcy.pl/