Pop-Auschwitz i marne powieści


Holocaust stanowi jedną z najczarniejszych kart historii. Tragedia tak wielka, że przechodząca ludzkie wyobrażenie, staje się jednak z każdym rokiem coraz bardziej odległa od nas. Od zakończenia II WŚ minęło prawie 80 lat, a większość naocznych świadków Zagłady odeszła już z tego świata. Za to zdjęcia ofiar, druty kolczaste czy betonowe komory gazowe w Miejscu Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau nie wywołują takich odczuć jak ich opowieści. Nie powinniśmy nigdy zapominać o tej tragedii, ale budowanie naszego wyobrażenia o niej na kanwie literatury pięknej nie jest dobrym rozwiązaniem.

Po wprowadzeniu hasła „Auschwitz” w wyszukiwarkę popularny portal LubimyCzytać oferuje prawie 250 wyników. Większość z nich stanowią rzetelne reportaże lub pamiętniki przybliżające ogrom tragedii, zaaprobowane przez Miejsce Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wiele z wyników to jednak literatura piękna lub powieści historyczne, które bardzo często żerują na tragedii i nie mogą pochwalić się pogłębionym researchem (lub nawet jakimkolwiek).

Na stronie zalewa nas ogrom tandetnych okładek. Najwidoczniej charakterystyczne paski z ubioru więźniów można przerobić w uroczy wzór okładkowy. Podobnie drut kolczasty. Czasem w ramach potwierdzenia autentyczności przedstawionej narracji gdzieś w rogu zamieszcza się pachnący tanią prasą sensacyjną dopisek „Historia prawdziwa”. Niektóre z zaprezentowanych grafik rodzą pytanie: „Kto zaprojektował coś takiego?”. Mam tutaj na myśli w szczególności ilustrację zdobiącą „Romeo i Julię z KL Auschwitz”, gdzie kreskówkowe serce przebija drut kolczasty na tle bramy „Arbeit macht frei”.

W Auschwitz możesz być kimkolwiek zechcesz

To mało znany fakt, ale w obozach zagłady można było zostać, kim tylko się chciało! A przynajmniej tak wynika z tytułów na rynku wydawniczym. „Skrzypaczka z Auschwitz”, „Szachistka z Auschwitz”, „Położna z Auschwitz”, „Bibliotekarka z Auschwitz”, „Krawcowe z Auschwitz” „Tatuażysta z Auschwitz”, „Fotograf z Auschwitz”, „Bokser z Auschwitz”, „Orkiestra z Auschwitz”, „Romeo i Julia z KL Auschwitz”, „Kochankowie z Auschwitz”… „Sadystka z Auschwitz”. Najwidoczniej w tamtym miejscu zjawiały się również istoty nadludzkie, jak sugeruje „Anioł z Auschwitz” – i nie, nie chodzi tu o nazywanego Aniołem Śmierci Josefa Mengele, a o bohatera romansidła - Niemca który zostaje SS-Mannem, by odnaleźć swoją ukochaną, Żydówkę. Do listy można jeszcze dodać nieprzetłumaczone na polski „The Stable Boy of Auschwitz” [Stajenny z Auschwitz] i „The Magician of Auschwitz” [Magik z Auschwitz]. Wygląda na to, że tam, tak jak w dziecięcych marzeniach, można było zostać każdym.

Nawet jeżeli książka okazuje się być rzetelnym źródłem wiedzy i jest stworzona w oparciu o fakty historyczne, to wydawcy nadal nie rezygnują z bardzo skomercjalizowanych tytułów, podobnych do tych w literaturze pięknej. Tak jest m.in. z „999. Nadzwyczajne dziewczyny z pierwszego transportu kobiecego do Auschwitz”. Nadzwyczajne dziewczyny”… they’re not like other girls in Auschwitz! Podobnie z „Farmaceutą z Auschwitz. Historią zwyczajnego zbrodniarza”, gdzie druga część tytułu również na pierwszy rzut oka pachnie tanią sensacją.

Auschwitz „doklejony” do wszystkiego

Czytając opisy kolejnych powieści można się przerazić oraz zastanowić, czy ich autorzy nie mają żadnego poczucia wstydu. Nietrudno znaleźć tam na przykład powieść, gdzie SS-Mann nie dość, że zakłada klub szachowy w obozie koncentracyjnym, to jeszcze dopuszcza do uczestnictwa w rozgrywkach jednego z Żydów. Jak informuje blurb, jest to: „Głęboko poruszająca powieść o niezwykłej przyjaźni między nazistą i Żydem”. Nie sądzę, by obóz koncentracyjny był najlepszym tłem dla „przyjaźni” między katem i jego ofiarą, ani nie uważam za etyczne ukazywanie go jako miejsca, gdzie takowa mogłaby w ogóle zaistnieć. W innej książce przedstawiono za to historię, w której dziecko umożliwia małżeństwu odnalezienie się nawzajem w Auschwitz. Blurb wybrzmiewa w sposób bardzo romantyzujący Zagładę, czego zwieńczeniem jest „[powieść] dowodzi, że życie i śmierć zależą od przypadku, a szczęście można odnaleźć nawet w najstraszliwszych czasach”. Dobór słów na okładce „Orkiestry z Auschwitz” również sprawia wrażenie dosyć niedelikatnego: „W miejscu, w którym człowiek staje się człowiekowi bestią… grała muzyka” – aż chce się ruszyć w tany.

Wśród literatury pięknej opowiadającej o obozach koncentracyjnych kwitną głównie romanse. Każda kolejna okładka zapewnia nas o wyjątkowej historii, która się za nią kryje i o tym, że ta książka raz na zawsze odpowie na pytania: „Czy miłość może przetrwać wszystko?”; „Czy miłość daje siłę, by przeżyć?”; „Czy miłość może zrodzić się w najtrudniejszych czasach?”. Najbardziej niewłaściwe wydają się jednak powieści, które opowiadają o związkach między SS-Mannami a Żydówkami (zawsze w takim zestawieniu, choć obóz nadzorowały również kobiety). Co prawda istnieje dokumentacja wokół oficera, który nawiązał seksualną relację z jedną z więźniarek, ale właśnie jego przykład ukazuje, dlaczego szczęśliwe zakończenie nie byłoby możliwe. Została ona bowiem szybko odkryta, a on oskarżony o kalanie czystej rasy niemieckiej, zdegradowany i surowo osądzony. Jest też coś zwyczajnie niemoralnego w tworzeniu romansu na kanwie więzi między ofiarą i jej oprawcą. Ten wątek jednak z łatwością znajdziemy w „Kochankach z Auschwitz”, „Aniele z Auschwitz” i „Tatuażyście z Auschwitz”.

Problematyczne osoby autorskie

Osoby autorskie często dwoją się i troją, żeby ich powieści sprawiały wrażenie opartych na faktach. Zdecydowanie nie kwapią się, by odkryć przed swoimi czytelnikami, jak odległe od faktycznych realiów obozowych jest ich dzieło. W tym celu korzystają z postaci historycznych lub znanych lokalizacji. W przypadku „Tatuażysty z Auschwitz” na kartach książki została zamieszczona nawet mapa z zaznaczonymi punktami kluczowymi, która przy bliższej analizie jest niezgodna z faktyczną lokalizacją poszczególnych budynków. Za to w „Szachistce z Auschwitz” postać fikcyjna zaprzyjaźnia się z realnym ojcem Maksymilianem Kolbe.

Niektóre z zaproponowanych powieści na LubimyCzytać zostały objęte patronatem samego portalu  – są to m.in. wszystkie dzieła Niny Majewskiej-Brown, która zdaje się masowo produkować ckliwe książki wokół Zagłady. Po wejściu w jej bibliografię można wybierać do woli. Czytelniku, wolisz „Anioła życia z Auschwitz” czy „Ocaloną z Auschwitz. Pójdę z tobą na koniec świata”? Bardziej zainteresuje cię „Z powstania do Auschwitz” czy „Ostatnia więźniarka Auschwitz”? Lepszą historię zaoferuje w twoim odczuciu „Tajemnica z Auschwitz” czy „Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz”? Gdybyś jednak nie szukał lektury o Holocauście, wtedy na całe szczęście obok tego jakże intrygującego zbioru autorka ma na koncie jeszcze kilka powieści… z gatunku literatury obyczajowej – „Żona na zamówienie”, „Jak się nie zakochać”, „Anka i piekło szczęścia” – to tylko kilka z tych tytułów. Sama nie posiada żadnego wykształcenia historycznego, a przed rozpoczęciem swojej pisarskiej kariery zajmowała się PR-em i reklamą. Zapewne ta działalność zawodowa przysłużyła jej się do jednego – pomogła odkryć, że doklejenie gdziekolwiek słowa „Auschwitz” gwarantuje finansowy sukces.

To co uderza, gdy zagłębi się w kolejne i kolejne sylwetki osób autorskich, to fakt, że praktycznie żadna z nich nie posiada tak naprawdę wykształcenia historycznego. Są to filolożki, prawniczki, specki od PR-u, pielęgniarki, logopedki, biznesmeni, reklamowcy. Ich zetknięcie się z narracjami na temat Auschwitz jest krótkotrwałe, nawet jeżeli bazują swoje powieści na wspomnieniach rzeczywistych osób. Przeprowadzony przez nie research zwykle bywa szybki, powierzchowny i niedokładny, a gdzie nie wystarcza, tam puszczają wodze fantazji.

Na polskim poletku szczególnie niechlubnie wyróżnia się jeszcze Max Czornyj, którego twórczość wykracza poza zwykłe fantazjowanie i brak rozeznania historycznego. Stworzył on m.in. powieść „Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz” – na pierwszy rzut oka tytuł wskazuje raczej na nurt reportażowy, ale to błędne wrażenie. W powieści autor przyjmuje perspektywę Josefa Mengele, zbrodniarza, który przeprowadzał eksperymenty medyczne na osadzonych w Auschwitz. Niejako wciela się w niego poprzez pierwszoosobową narrację. Powieść zdecydowanie utrzymano w sensacyjnym tonie. Autor pławi się w szczegółowych opisach makabrycznych zabiegów medycznych i choć Czornyj zapewniał, że nie chce epatować okrucieństwem, czytelnicy mają inne zdanie. Dowodzi tego chociażby całkowite wymyślenie części zbrodni. Miejsce Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau wypunktowało całą masę niezgodności faktograficznych i nazwało książkę „skarykaturowanym odzwierciedleniem” sytuacji w obozie Auschwitz-Birkenau. Czornyj odpowiedział w swoich mediach społecznościowych, że wcale owych błędów nie popełnił, a tak w ogóle Muzeum ma interes w krytykowaniu go. Już wcześniej był oskarżany o promowanie nazistów i uczłowieczanie ludzkich potworów. Używa kwestionowanej strategii promocji, która polega na wyliczaniu zabójstw popełnionych przez jego bohaterów i zestawianiu ich z najbardziej znanymi seryjnymi mordercami. Odwzorowywał też zdjęcia austriackiego zbrodniarza wojennego Amona Götha, komendanta obozu koncentracyjnego w Płaszowie, z czego pokrętnie się tłumaczył, odwołując do pisarskiej metody Stanisławskiego. Ogółem sprawia wrażenie tego _edgy_nastolatka, którego trochę się bałeś w gimnazjum – tyle że nigdy nie dorósł, a poza tym został jednym z najlepiej zarabiających pisarzy w Polsce.

Eksperty słów kilka

Wanda Witek-Malicka z Centrum Badań Miejsca Pamięci szeroko wypowiada się na temat literatury obozowej w trzecim odcinku podcastu „O Auschwitz”, poświęconym w całości Zagładzie. Zauważa tam, że książki te są atrakcyjne dla czytelnika ze względu na ich strukturę – czyta się je szybko i wzbudzają one wiele emocji. Stanowią „lekką” alternatywę dla rzeczywistych obozowych wspomnień. Wpływają jednak negatywnie na odbiór Auschwitz jako miejsca oraz fałszują historię – prezentują postaci i zdarzenia, które nie miałyby prawa wydarzyć się w rzeczywistości obozowej. „Te książki wprowadzają błędną wiedzę i dla czytelnika późniejsze przybycie do Muzeum, zobaczenie tego miejsca czy przeczytanie relacji byłych więźniów, będzie wywoływało na pewno duży dysonans i poczucie niezrozumienia tej rzeczywistości, poczucie nieadekwatności tego, czego dowiedział się wcześniej i tego, czego dowiaduje się później”.

W książkach występuje mnogość błędów faktograficznych i to często dotyczących wydarzeń, które można zweryfikować za pomocą szybkiego wyszukania ich w Google. Zafałszowuje się codzienności więźniów, przez co np. ucieczka z obozu koncentracyjnego wydaje się względnie prostym przedsięwzięciem. Osoby autorskie również bardzo instrumentalnie podchodzą do tragicznych wydarzeń opisanych w pamiętnikach więźniów i raportach. Czasem wymyślają nowe szokujące zdarzenia, a czasem eskalują te już zaistniałe. Jak przytacza Witek-Malicka: „Jeżeli dowiadujemy się m.in. z tekstu byłego komendanta Rudolfa Hessa czy Borowskiego, że w obozie zdarzały się przypadki kanibalizmu, to oczywiście w książce jest to wykorzystane i wyolbrzymione – czyli więźniowie nie spożywają już mięsa zwłok, tylko zjadają żywcem swojego kolegę. Mam poczucie, że te książki w pewnej mierze nie tylko obrażają, ale ponownie dehumanizują ofiary.”

Powieści też często oscylują wokół relacji romantycznych i seksualnych. Pojawiają się sceny zbliżeń i to opisane nierzadko w bardzo obsceniczny sposób. Stają się one centrum zainteresowania czytelników, co jest dość niezrozumiałe. „Z badań zarówno medycznych jak i społecznych wiemy, że stan fizyczny więźniów, wygłodzenie, wyniszczenie pracą, fatalna kondycja, choroby, oprócz tego też stałe poczucie zagrożenia życia, nieustający stres i warunki, jakie panowały w obozie, skutecznie tłumiły potrzeby seksualne. Takie incydenty oczywiście miały miejsce, ale były to przypadki jednostkowe – nie stanowiły one normy”. Sprowadzanie życia więźniów do tego jednego wymiaru jest więc nieco zaskakujące i sprawia wrażenie czysto komercyjnego zabiegu.

Pamięć

Osoby autorskie bardzo często mówią o chęci upamiętnienia pewnych osób. W rzeczywistości wydaje się to jednak niczym więcej niż tarczą, która ma ich zasłonić przed krytyką. Pisanie książek inspirowanych Zagładą jest bowiem przede wszystkim bardzo lukratywnym zajęciem, przynoszącym sporą dawkę prestiżu i pieniędzy. Osoby, które przeżyły Holocaust, zmagały się przez całe życie z jego skutkami. Sprowadzanie ich doświadczeń do wątków sensacyjnych lub romantycznych jest zwyczajnie niewłaściwe. Część powieści powstała, ponieważ osoby autorskie spotkały ocalałego z Auschwitz, a ten opowiedział im o sobie. Warto tu pamiętać, że ostatnie ofiary Zagłady odchodzą z powodu wieku. Jak więc ocenić wykorzystywanie ich po to, by zdobyć sławę? Dlaczego pozwalamy zagarniać te narracje i tworzyć przefantazjowane, ckliwe historie z Auschwitz w tle? Wspomniane w tym tekście książki często odciągają uwagę od rzeczywistych pamiętników byłych więźniów, zweryfikowanych reportaży czy opublikowanych raportów. Te są może mniej sensacyjne, ale opowiadają prawdę o jednej z największych zbrodni w historii ludzkości. A czy to nie na niej powinno nam przede wszystkim zależeć?

Karolina Przemo SOBIK