Za kurtyną dobrej zabawy, czyli praca na letnich festiwalach


Trudno zaprzeczyć, że czas letnich festiwali to jeden z najgorętszych i najbardziej wyczekiwanych okresów w ciągu roku. Festiwale przyciągają tysiące osób, gotowych zapłacić setki złotych za kilkudniowe maratony koncertów.

Jednak czy zastanawialiście się kiedyś dłużej nad tym, co dzieje się za kulisami tych ekscytujących wydarzeń? Nie funkcjonowałyby one, gdyby nie setki ludzi stojących za ich organizacją. Praca na festiwalach może wydawać się niezwykle ciekawa i satysfakcjonująca, mimo to wymaga przede wszystkim dużej determinacji, elastyczności i pracy zespołowej. Ale organizatorzy i pracownicy etatowi to nie wszystko. Śmiało można powiedzieć, że te wydarzenia nie funkcjonowałyby w połowie tak dobrze, gdyby nie dziesiątki wolontariuszy chętnych asystować przy tworzeniu tych spotkań.

Wolontariat to szlachetna forma działania społecznego, która pozwala na pomoc innym. Jednak jeśli mówimy o wolontariacie na festiwalach, ostatnio pojawiło się wokół niego sporo kontrowersji. Jedni uważają, że za ciężką pracę, jakiej wymaga organizacja festiwalu, powinno się płacić, drudzy, że teoretycznie nikt nas do niczego nie zmusza i każdy zgłasza się dobrowolnie. Największą dyskusję wzbudził w tym roku Opener, który zastrzegł sobie w regulaminie, iż wolontariusze muszą wpłacić 900 złotych zaliczki, która zostanie im zwrócona, po tym, jak odpowiednio wykonają swoje obowiązki.

Warto mieć na uwadze, że festiwale są dochodowymi przedsięwzięciami, a organizatorzy oszczędzają na kosztach, zatrudniając wolontariuszy zamiast płatnych pracowników. Ochotnicy natomiast często wychodzą z założenia, że wolontariat na takim festiwalu to darmowe wejście na koncert – bo przecież i tak będziemy wszystko widzieć, a w najgorszym wypadku tylko słyszeć. Nic bardziej mylnego. Praca na festiwalu wiąże się z długimi godzinami i intensywnym wysiłkiem fizycznym. Często towarzyszą temu upały i ciężkie warunki atmosferyczne, praca od południa do późnych godzin nocnych, które prowadzą do zmęczenia nie tylko fizycznego, ale również psychicznego. To również skutecznie uniemożliwia uczestnictwo w samym festiwalu i korzystanie z doświadczenia, które przyciągnęło wolontariuszy w pierwszej kolejności.

Innym aspektem jest brak odpowiedniego wykształcenia w zakresie pracy na tego typu wydarzeniach. Organizatorzy często nie zapewniają wystarczającego szkolenia, aby wolontariusz mógł skutecznie i prawidłowo wykonywać przydzielone zadania. Dodatkowo takie osoby narażone są na kontakt z pijanymi i przez to często niebezpiecznymi uczestnikami festiwalu. Śmiało można powiedzieć, że jest to rzucanie młodych, niedoświadczonych osób na głęboką wodę i zmuszanie ich do częstej improwizacji podczas wypełniania swoich obowiązków.

Warto mieć na uwadze także sposób traktowania wolontariuszy, którzy znajdują się szczebel niżej w hierarchii od płatnych pracowników. Regularnie zostają pomijani w kwestiach ważnych decyzji oraz są jedynie wykorzystywani do zadań, które nie należą do ich kompetencji, co prowadzi do nierównowagi obowiązków i trudności w uzyskaniu satysfakcji z pracy.

Nie próbuję tutaj demonizować wolontariatów na festiwalach, ponieważ uważam, że może być on atrakcyjną propozycją dla osób, które nie mogą sobie pozwolić na zafundowanie biletów na takie wydarzenie. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że organizator organizatorowi nierówny. Dlatego przed podjęciem się takiej formy pracy, należy bardzo dokładnie przyjrzeć się swojemu pracodawcy, a najlepiej porozmawiać z kimś, kto ma już doświadczenie współpracy z nim. Warto też zastanowić się, czy takie zaangażowanie jest zgodne z naszymi wartościami i oczekiwaniami, ponieważ, jak wiadomo, wolontariat powinien wiązać się ze wzajemną korzyścią i etyczną formą działania, a nie tanią siłą roboczą.

Zuzanna MARAT