Cena za bycie sobą – tranzycja w Polsce


Tranzycja to proces, który pozwala osobom transpłciowym nie tylko na zyskanie komfortu, ale nierzadko po prostu ratuje im życie. Niestety, procedura korekty płci w Polsce pozostawia wiele do życzenia, zarówno pod względem medycznym, jak i prawnym. Brak jednoznacznego sformalizowania i ustandaryzowania oraz przestarzałe procedury skutkują chaosem, który często utrudnia osobom transpłciowym uzyskanie odpowiedniej pomocy.

Korekta płci, lub inaczej tranzycja, to dostosowywanie przede wszystkim cech fizycznych, ale też danych metrykalnych czy percepcji społecznej, do tożsamości płciowej, która różni się od płci przypisanej danej osobie przy urodzeniu. Osoby transpłciowe nie zmieniają swojej płci – jest to określenie błędne i przestarzałe. Tożsamości płciowej nie da się bowiem zmienić. Da się za to zmienić cechy fizyczne tak, aby dopasować je do płci danej osoby. Dokonanie tych zmian jest niezwykle ważne dla wielu osób transpłciowych zmagających się na co dzień z dysforią płciową, która nierzadko jest dla nich źródłem cierpienia i depresji.

Masz raka? Dostajesz chemioterapię. Masz dysforię płciową? Przechodzisz tranzycję – mówi M., która od prawie dwóch lat przyjmuje hormony.

Niestety, dostępność medycznej tranzycji w Polsce jest daleka od potrzeb osób transpłciowych. Wynika to nie tylko z braku jasno określonych wytycznych dotyczących korekty płci, ale także z niewielkiej liczby lekarzy mających wiedzę na ten temat. Specjalistów zajmujących się tranzycją jest w Polsce śmiesznie mało. Znalezienie odpowiedniego lekarza prowadzącego, czyli seksuologa, który jest konieczny do rozpoczęcia procesu korekty płci, poza największymi miastami graniczy z cudem. Są całe województwa, w których pracuje tylko jeden lub kilku seksuologów zajmujących się tranzycją. Jak twierdzi Maria z niewielkiego miasteczka na Podlasiu, gdy szukała lekarza seksuologa specjalizującego się w tym temacie, okazało się, że na całe województwo jest tylko jeden w Białymstoku. Ten problem dotyczy także innych województw – podkarpackiego, świętokrzyskiego, lubelskiego, kujawsko-pomorskiego oraz lubuskiego. Brak wyspecjalizowanych lekarzy seksuologów w większości miejsc w Polsce sprawia, że wiele osób transpłciowych jest zmuszonych do długich podróży, by uzyskać odpowiednią pomoc. Nastoletni Julek, aby dostać się do polecanej lekarki, musiał kilka razy udać się w podróż do oddalonego o wiele kilometrów Wrocławia. Braki dotyczą także innych specjalistów, którzy biorą udział w procesie tranzycji, takich jak psychiatrzy, psychoterapeuci czy endokrynolodzy. Choć tych lekarzy jest w Polsce o wiele więcej niż seksuologów, to znalezienie takich, którzy mają wiedzę na temat transpłciowości i odpowiednie podejście do pacjentów jest już dużo trudniejsze. Nawet w stolicy kraju wyspecjalizowanych psychiatrów jest tylko kilku, co sprawia, że kolejki do nich są bardzo długie. Z powodu braku terminów Kister spod Warszawy na wyrobienie opinii psychologicznej musiał jeździć aż do dalekiego Lublina. Społeczność osób transpłciowych wspólnie tworzy mapę polecanych specjalistów, która niestety obrazuje, jak niewielu jest ich w Polsce:

Mapa polecanych specjalistów odnośnie transpłciowości.

Konieczność wielokrotnego udawania się w podróż do lekarzy w innych miastach generuje dodatkowe wysokie koszty, co w połączeniu z i tak już bardzo kosztowną terapią często jest nie do przeskoczenia dla wielu osób. Nierzadko osoby transpłciowe mają do wyboru albo wyłożenie kilkuset złotych na same podróże, albo czekanie w długich kolejkach do lekarzy, tym samym przedłużając czas wyrobienia opinii psychologicznej czy otrzymania odpowiednich hormonów.

Powiem tak, jeśli się ma pieniądze, to można wszystko załatwić ekspresowo, tak jak ja w 2-3 miesiące. A jeśli się ma mniej i nie stać cię na wyjazdy albo na lekarza, który za wizytę bierze 300 zł, to nawet prywatnie może to trwać parę miesięcy, może rok mówi Kister.

A koszt samej terapii często jest ogromny. Brak jakichkolwiek ujednoliconych procedur sprawia, że u jednego lekarza hormony można otrzymać już na pierwszej czy drugiej wizycie (choć takich specjalistów jest niewielu, a kolejki długie), a u innego na pierwszą receptę czeka się nawet kilka miesięcy lub rok. Gdy osoba decyduje się na podjęcie terapii prywatnie, to zwykle koszt jednej wizyty u lekarza waha się między 150 a 300 zł, a takich wizyt często trzeba odbyć nawet kilkanaście. Jak podaje Aleksy, samo wyrobienie opinii psychologicznej zajęło 13 pojedynczych wizyt, a całość kosztowała go około 2000 zł. Z kolei według Gerarda w jego rodzinnym Szczecinie za opinię psychologiczną trzeba zapłacić 1800 zł. Do tej pory Aleksy odbył już około 15 spotkań z lekarzem seksuologiem, z czego każde to koszt 150 zł. Jak mówi, zdecydował się chodzić do prywatnych specjalistów, bo czas oczekiwania na NFZ jest długi, a na to nie ma siły. Choć jest możliwe przejście większości procesu razem z NFZ i część osób się na to decyduje, to często wiąże się to z wydłużającym się życiem w dyskomforcie, który ciężko jest znieść wielu osobom transpłciowym. Dlatego też internet pełen jest zbiórek na pokrycie kosztów poszczególnych etapów korekty płci, takich jak wizyty lekarskie, potrzebne (choć w rzeczywistości nie do końcakonieczne) badania czy operacje, jak choćby mastektomia, której koszt waha się od kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych.

Dostępność korekty płci jest szczególnie utrudniona dla niepełnoletnich osób transpłciowych. Według polskiego prawa, osoba poniżej 18 roku życia nie może udać się do lekarza bez rodzica lub jego pisemnej zgody. Według statystyk tylko 25% matek i 15% ojców w pełni akceptuje swoje transpłciowe dzieci. Jeśli młoda osoba nie jest akceptowana przez swoich rodziców, to często możliwość korekty płci zostaje dla niej zamknięta do osiągnięcia pełnoletniości. Jednak nawet jeżeli rodzice wyrażą zgodę na tranzycję, to często młodym osobom trudno jest rozpocząć terapię hormonalną. Dojrzewanie to okres, w którym szybko postępują zmiany w ciele człowieka i – co istotne – są to zmiany nieodwracalne, jak choćby szerokość barków. Dlatego tak istotne jest, żeby proces tranzycji rozpoczął się u młodej osoby jak najwcześniej. Niestety mimo tego wielu lekarzy nie chce przepisywać hormonów osobom niepełnoletnim, nie zważając na to, że postępujące dojrzewanie może być dla nich ogromną traumą. Z tego powodu wydłużony czas oczekiwania na wizytę u specjalisty szczególnie uderza w młode osoby, które mierzą się ze zmianami zachodzącymi w ich w ciele. Jak mówi P., który w momencie rozpoczęcia tranzycji miał 16 lat, na pierwszą wizytę u każdego ze specjalistów czekał około 3 miesiące. Rozwiązaniem tego problemu są tzw. blokery dojrzewania (z ang. puberty blockers), czyli leki, które zatrzymują produkcję hormonów odpowiedzialnych za dojrzewanie człowieka. Preparat ten jest w pełni bezpieczny – stosuje się go choćby u dzieci, u których proces dojrzewania rozpoczął się zbyt szybko. Jak podają badania przeprowadzone przez naukowców z Bostonu, w przypadku transpłciowych dzieci i nastolatków blokery dojrzewania mogą być lekami ratującymi życie. Wstrzymując dojrzewanie, zdejmują z młodej osoby presję wynikającą z postępujących zmian w ciele oraz pozwalają na swobodne odkrywanie siebie. Młode osoby transpłciowe są szczególnie narażone na depresję oraz myśli samobójcze – blokery dojrzewania mogą pomóc w uniknięciu bądź leczeniu tych problemów. Niestety, uzyskanie takiej terapii jest w większości przypadków niemożliwe w naszym kraju.

Lekarzy wyspecjalizowanych w transpłciowości jest nie tylko mało, ale czasami ich wiedza pozostawia wiele do życzenia. Nierzadko stosują błędną czy przestarzałą terminologię, a niektórzy nie podchodzą do pacjentów z odpowiednim szacunkiem, a czasami wykazują się wręcz transfobią. Jak mówi Gerard, jego przyjaciel był misgenderowany (przyp. red. – zwracanie się do osoby nieodpowiednimi zaimkami) przez seksuologa, który chciał go „zahartować”.

Wiedza lekarzy i psychologów o osobach transpłciowych jest w Polsce tak nikła, że próba rozpoczęcia tranzycji z pomocą osób, które nie są w tym wyspecjalizowane czy rekomendowane przez środowisko (garstka osób), jest praktycznie niemożliwa mówi V., która proces tranzycji rozpoczęła kilka lat temu.

Lekarze i psycholodzy często stosują przestarzałe i krzywdzące metody diagnostyczne, co sprawia, że wizyta u specjalisty może stać się dla osoby transpłciowej bardzo przykrym przeżyciem. Kister w trakcie zdobywania opinii psychologicznej musiał wypełnić test, który zawierał pytania m.in. o to, czy podniecają go zwierzęta. Z kolei M., z obawy przed niezrozumieniem ze strony lekarzy i psychologów, przez ponad rok sprowadzała hormony z internetu bez konsultacji ze specjalistami.

Pod względem prawnym tranzycja jest w Polsce szczególnie utrudniona. Nie istnieją żadne regulacje, a prawodawstwo w tej kwestii opiera się na przestarzałym orzeczeniu Sądu Najwyższego z 1995 r. Przeszło 26-letni wyrok SN zmusza osoby transpłciowe chcące dokonać korekty dokumentów do pozwania własnych rodziców. Konieczność występowania przeciwko rodzicom w sądzie jest nie tylko kuriozalna (w końcu to nie rodzice dziecka określają płeć po porodzie, tylko lekarz), ale może być też traumatyczna dla osoby transpłciowej. Jeśli rodzice wspierają swoje dziecko, to również dla nich konieczność stawienia się w sądzie może być niezwykle przykrym przeżyciem. Niestety, gdy rodzice nie są wspierający, to choć prawnie nie mają możliwości zablokowania korekty, mogą ją skutecznie utrudnić i przedłużać latami, choćby poprzez wnioskowanie o powołanie kolejnych biegłych. Mimo że sądy zwykle wymagają od osoby transpłciowej szeregu badań, to ostatecznie i tak powołują biegłego, bądź nawet kilku biegłych, za których osoba musi zapłacić z własnej kieszeni. Często jest to koszt od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Sprawę utrudnia również czas oczekiwania, który jest bardzo długi – V. na wyznaczenie terminu rozprawy czeka już piąty miesiąc. Światełko w tunelu dla osób transpłciowych pojawiło się w 2015 roku, gdy sejm przegłosował projekt ustawy Anny Grodzkiej, który upraszczał procedurę oraz wyeliminował konieczność pozywania własnych rodziców. Niestety, Andrzej Duda zawetował ustawę. Choć Platforma Obywatelska posiadała wówczas większość sejmową potrzebną do odrzucenia weta, partia kolejny raz wypięła się na prawa osób LGBT+ i pozwoliła ustawie przepaść. W wyniku ich decyzji po 6 latach osoby transpłciowe w dalszym ciągu są zmuszone do pozywania swoich rodziców, gdy chcą dokonać korekty dokumentów.

Niestety, to jak wygląda proces tranzycji w Polsce jest daleki od potrzeb osób transpłciowych. Brak odpowiednich specjalistów, mała wiedza lekarzy i przestarzałe procedury sądowe powodują, że często jest im bardzo trudno uzyskać odpowiednią pomoc. Według osób transpłciowych, w tym, jak wygląda tranzycja w naszym kraju, wiele należy poprawić. Jak mówią M. i Gerard, przede wszystkim trzeba wyeliminować obowiązek pozywania własnych rodziców, a najlepiej wyłączyć sąd z całej procedury, zastępując go urzędem. Wraz z Aleksym zwracają też uwagę na konieczność lepszej edukacji lekarzy i psychoterapeutów oraz wprowadzenia choćby częściowej refundacji kosztownego procesu. Tranzycja nie tylko znacznie poprawia komfort, ale nierzadko ratuje życie, dlatego łatwy, powszechny dostęp do niej musi stać się standardem.

V.: Moja jakość życia jest teraz nieporównywalnie lepsza, niż kiedykolwiek i mogę powiedzieć, że dzięki możliwości, którą dostałam, nadal w ogóle żyję.

Kinga Skotnicka

Źródła:

https://tranzycja.pl/krok-po-kroku/blokery-dojrzewania/

https://kph.org.pl/wp-content/uploads/2015/04/Sytuacja-spoleczna-oso%CC%81b-LGBTA-w-Polsce-raport-za-lata-2015-2016.pdf

https://www.rpo.gov.pl/sites/default/files/Postepowania_w_sprawach_o_ustalenie_plci.pdf

https://www.facebook.com/FundacjaTransFuzja/posts/10162952812025319