Moment z Dagmarą Adamiak: „Mam silną osobowość, ale to właśnie przez swoją wrażliwość musiałam wypracować tę umiejętność walki”


Dagmara Adamiak to bezpartyjna polityczka ze Szczecina. Razem z Andreą Strauss powołała do życia Fundację RÓWNiE. W jej ramach zajmuje się między innymi kwestiami przemocy psychicznej i seksualnej. Od niedawna organizuje również Kampanię Prawdy, która ma odpowiedzieć na pytanie posła Fogla, dlaczego młodzi nienawidzą PiS-u. Już niedługo, bo 4 czerwca, odbędzie się organizowany przez nią Strajk Wszystkich. A jaką osobą jest Dagmara Adamiak? Sprawdziłu Karolina Przemo Sobik.

Karolina Przemo Sobik: Jedno z twoich zdjęć zostało podpisane „Powerpuff girl”. W związku z tym chciałum zapytać, jaką Atomówką byłabyś i dlaczego?

Dagmara Adamiak: Chyba każdą po trochu, szczerze mówiąc. Bajką wiadomo, bo mam blond włosy i lubię czasem się wydurniać, pobyć trochę dzieckiem. Jak się mnie wkurzy, to po prostu jestem waleczną Bójką. Mam też cechy Brawurki, bo liczy się dla mnie sprawiedliwość i zawsze dobrze się uczyłam. Wydaje mi się, że mogłabym być każdą z nich trzech. Od razu taka myśl mi przyszła: ostatnio dosyć dużo się zastanawiam nad tym, jak bardzo próbuje się nas zdefiniować. Jesteśmy albo tacy, albo jacyś. Tymczasem zazwyczaj to wszystko zależy od sytuacji, między innymi od tego, z kim obcujemy, bo ta druga osoba często ma ogromny wpływ na naszą energię i zachowanie. Warto byłoby właśnie odchodzić od takiego prostego definiowania: „O, ta osoba jest taka” – „Ona jest zawsze pewna siebie, a ona nieśmiała, skryta i introwertyczna”. Jeżeli o mnie chodzi, to zdecydowanie w większości zależy od sytuacji. Czasem chciałabym zamknąć się w domu z moją ukochaną i kotkami, i po prostu z nikim nie gadać, a czasami jestem naprawdę odważna – wychodzę, mówię do ludzi i czuję się z tym super.

Odnośnie tego, że wszystko zależy od sytuacji, zaciekawiła mnie różnica między twoją personą na TikToku a tym, jak komunikujesz się w postach na Facebooku czy w wywiadach. Ta pierwsza jest może bardziej rozemocjonowana, gwałtowna… o, ale ładne kocię.

[W tym momencie przerwała nam biało-ruda kotka, która za cel obrała sobie wdrapanie się na barki Dagmary. Nie pobyła tam zresztą zbyt długo, bo od razu wcisnęła łebek między książki w regale i przegramoliła się na jego drugą stronę, znikając z kadru]

To jest Basiunia – najmłodsza. Z Moniką mówimy na nią „nastolatka”. Ma pół roku i to najgorszy wiek u kotów. Są takie szalone-wariaty.

Rozumiem. Wracając do pytania: skąd właśnie taka kreacja? Czy stoi za nią jakiś konkretny pomysł?

To nie bierze się z żadnego planu – po prostu tak wyszło. Zaczęłam robić tiktoki i widziałam, co się podobało ludziom. Potem już z automatu szłam w tym kierunku. To jest znowu tak, że i tam, i w postach jestem sobą. Gdy mam wyjść i podjąć z kimś debatę, potrafię być właśnie taka bardzo twarda, zdecydowana i stanowcza. A kiedy przebywam w swoim środowisku, to jestem mocno wrażliwą osobą, kocham kotki, dzieci i ogólnie chciałabym wszystkim pomagać. Też uważam, że moja wrażliwość stanowi o mojej sile, bo wszystko się ze sobą łączy, tak naprawdę. Mam silną osobowość, ale właśnie przez tę wrażliwość musiałam wypracować taką umiejętność walki, konfrontowania się. Oczywiście są też osoby, które wybierają wycofanie się i ucieczkę, co totalnie rozumiem. Ja gdzieś tam od dziecka podjęłam się obrony, kłócenia się w mojej bardzo trudnej relacji z mamą. Początkowo czułam, że to nie jestem ja, że muszę przybrać jakąś postać, żeby trochę siebie ochronić. Dzisiaj chciałabym przekuć to w coś dobrego i móc wykorzystać tę siłę, którą w sobie wypracowałam. Bycie osobą uwrażliwioną na drugiego człowieka i na naturę powoduje raczej odejście od takich spraw, jak polityka. Tam bardzo duża część ludzi jest bezkompromisowa, stanowcza i silna osobowościowo. Kiedyś sobie pomyślałam, że mogę być fajną osobą do polityki ze względu na tę moją wrażliwość i wartości, ale jednocześnie umiejętność mocnego ich przekazywania i bycia twardą. Chociaż są momenty, kiedy wydaje mi się: „Nie, ja się tam zupełnie nie nadaję” i po prostu masakra.

I co robisz podczas takich momentów?

Włączam serial na Netfliksie albo przeglądam TikToka, albo przytulam się do mojej Monisi i mówię: „Ja mam tego dosyć. Wyjedźmy do innego kraju i zamieszkajmy w domku w lesie. Rzucam to wszystko”, a ona odpowiada: „Dobra, dobra, zaraz ci przejdzie”. (śmiech)

Czyli odpala ci się takie lesbijskie cottagecore marzenie. Jak w „Barbie i diamentowym pałacu”.

To właśnie druga część moich marzeń. W jednych chcę być super polityczką, zostać pierwszą prezydentką i w ogóle. Drugie polegają na odrzuceniu tych wartości, które w naszej kulturze są powszechnie uważane za coś wspaniałego, jak właśnie świat materialny i pieniądze. Czyli nie pałac, tylko rzeczywiście ten domek w lesie i życie przy naturze, takie możliwie jak najbardziej zwyczajne, otaczając się zwierzętami i też dziećmi. Mega kocham dzieciaki, moja Monisia na szczęście też, więc chcemy je mieć. Na pewno będziemy w przyszłości do tego dążyć, mimo że mieszkamy w Polsce. Mamy to zupełnie gdzieś.

I tak powinno być. W swoich mediach społecznościowych wspominasz, że ostatnio jest dużo więcej negatywnej prasy dotyczącej ciebie i są rozsiewane kłamstwa na twój temat. Jakie to kłamstwa?

Na przykład, że doprowadziłam do pobicia chłopca. To dla mnie bardzo trudne, bo podważa te najważniejsze dla mnie sprawy, moją walkę z każdą formą przemocy. Co prawda przemocy fizycznej poświęcam w tym momencie najmniej uwagi, ponieważ moim zdaniem na jej temat mamy największą wiedzę, najwięcej nauczyliśmy się przez ostatnie lata jako społeczeństwo. Zbudowaliśmy jakieś podstawy i teraz próbujemy z nią walczyć. Dla mnie bardzo ważne jest, żebyśmy edukowali i nagłaśniali temat przemocy psychicznej. Sądzę – na podstawie tego, z czym ja, moi bliscy i osoby, które się do mnie zgłaszają, mierzymy się w życiu – ale tak też niestety wynika z badań, że ma ona charakter powszechny. Komunikujemy się ze sobą w sposób przemocowy, szczególnie w przypadku hierarchii, czyli wszystkich relacji, gdzie ktoś jest wyżej, a ktoś niżej. Nauczyciel-uczeń, rodzic-dziecko, pracodawca-pracownik, władza-obywatel. Prawie wszyscy tego doświadczamy. Drugą kwestię stanowi przemoc seksualna, z którą również bardzo mocno walczę i o której edukuję. Niektórzy mogą wziąć to za przesadę czy stwierdzenie na wyrost, ale prawda jest taka, że ona także ma charakter powszechny. Szczególnie kiedy powiemy sobie, czym jest molestowanie seksualne. Ono czy też samo uprzedmiotowienie kobiet – widzenie w nich przede wszystkim przedmiotu seksualnego – są normalizowane w naszym społeczeństwie. Nasz kraj i nasza władza w ogóle z tym nie walczą. Ja od kilku lat właśnie robię wszystko, żeby zmieniać sytuację i edukować przede wszystkim w kontekście młodych ludzi i kobiet. Wybór tych grup społecznych wynika z praktyki – takie osoby do nas się po prostu zgłaszają najczęściej. Zajmujemy się tym jako Fundacja RÓWNiE.

A wracając do tego pobicia…

Sytuacja jest taka: zgłosiły się do mnie dziewczyny z podejrzeniem, że w ich toalecie szkolnej w śmietniku została umieszczona kamerka. Poszły z tym do dyrekcji i niestety, w tym czasie zniknęła. Nie było tego dowodu rzeczowego. Dyrektor zupełnie zlekceważył sprawę i w ogóle nie wziął tego na poważnie. Nie zawiadomił policji. Chłopak, który był widziany w tej toalecie damskiej, powiedział, że mył ręce i mu uwierzył: „Po prostu mył ręce tam. To jest normalne. Nie ma w tym niczego podejrzanego”. Przez całą dobę nic się nie wydarzyło w tej sprawie, więc te dziewczyny próbowały dalej. Poszły znowu do dyrektora i mówią: „Nie chcemy tego tak zostawić. Potrzebujemy, żeby coś pan zadziałał”, więc w końcu wezwał policję. Dobę po zgłoszeniu sprawy, co jest po prostu niedopuszczalne! Stanowi to niedopełnienie obowiązków przez dyrektora szkoły. Nie liczy się tu jego ocena osobista – w takiej sytuacji musi wezwać policję i dopiero ona bada czy są dowody, czy też nie. W tym przypadku stwierdziła, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania, i wtedy media zainteresowały się sprawą. Ona tak naprawdę była już w dużym stopniu nagłośniona, zanim ja się nią zajęłam. Gdy sprawdziłam tego dnia telefon, pojawiło się już mnóstwo tiktoków o tym wydarzeniu. Dziewczyny też do mnie napisały z prośbą o nagłośnienie właśnie. Nie chciały składać zawiadomienia na policji, rozmawiać z dyrektorem czy rodzicami, w czym też jak najbardziej pomagam. Osoby uczące się czują, że w szkołach molestowanie seksualne zachodzi – to nie jest jednorazowy przypadek. Te sytuacje są lekceważone. Osoby, które doświadczają molestowania seksualnego i przemocy na tym tle, są za nie obwiniane – słyszą, że nie powinny się tak ubierać itp. Byłam zaangażowana już w wiele takich akcji. Moim celem było pomóc.

I co z tym chłopakiem?

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ja sama bym nie umiała go w żaden sposób wskazać. Nie wiem, kto to jest. Nie wiem, jak ma na imię ten, którego podejrzewały. Więc mówiono, że ja zaszczułam, że ja zhejtowałam, że ja zrobiłam krzywdę komuś, ale gdyby ta osoba stanęła przede mną, to nawet bym o tym nie wiedziała. W moim tiktoku nie skupiałam się na podejrzanym, tylko na dyrektorze i chciałam podkreślić, w jaki sposób procedury nie zostały dopełnione. Nie oszukujmy się, w naszym świecie takie sytuacje są niestety normalne. Nawet ci młodzi ludzie spotykają się z tym. Do nas – do tych starszych, tych dorosłych, tych, którzy prowadzą szkoły lub są nauczycielami – należy opieka nad osobą, która czuje się pokrzywdzona i czuje, że jej granice zostały przekroczone. W tej sytuacji dyrektor po prostu tego nie zapewnił. Nakierowałam swój przekaz na niego i chciałam pokazać konkretnie, co on zrobił nie tak. Dla mnie najważniejsze było, żeby zaprezentować tę nieudolność systemu. Jeżeli chodzi o chłopaka, to uważam, że młodzi ludzie powinni być edukowani o seksualności i może dzięki temu uniknęlibyśmy chociaż części takich sytuacji. Też nawet jeśli ktoś dopuścił się czynu zabronionego, nadal nie można stosować przemocy wobec takiej osoby. Przemoc nie jest dobra wobec kogokolwiek kiedykolwiek. Kiedy ktoś zarzuca mi, że zgadzam się z jakąś jej formą lub sama ją stosuję, to po prostu albo mnie nie rozumie, albo robi wszystko, żeby mi jakoś zaszkodzić.

Rozumiem, jakie konsekwencje mogło nieść ze sobą takie oskarżenie. Niestety w przypadku życia społeczno-politycznego przysłowie o zawsze sprawiedliwej oliwie raczej nie ma zastosowania. Teraz zajmujesz się tymi spawami, o których już wspomniałaś, a gdzie widzisz siebie za kilka lat?

Chyba w Sejmie na ten moment. Nie wiem, czy za kilka miesięcy, ale może za kilka lat. Na razie jeszcze czuję w sobie siłę i energię, żeby iść do tej polityki, choć swoją działalność zaczynałam zupełnie od czegoś innego. Nigdy w życiu, jako nastolatka czy dziecko, nie myślałam o tym, że to będzie w ogóle dla mnie. Zaczęłam się tak naprawdę interesować polityką, kiedy PiS doszedł do władzy w 2015 roku. Właśnie wtedy poszłam na studia prawnicze w Poznaniu, więc to zbiegło się ze sobą. Dużo się wtedy rozmawiało o Konstytucji, o Trybunale Konstytucyjnym i o sądach. Zaczęłam się tym po prostu bardziej interesować. Tak naprawdę dla mnie zawsze celem było, żeby pomagać tym, którzy są w jakiś sposób źle traktowani i są ofiarami przemocy czy dyskryminacji. Dlatego chciałam być aktywistką, działaczką. Chciałam prowadzić fundację, wspierać osoby. Jak już wspominałam na początku naszego wywiadu, mam to w sobie, bo wielokrotnie w domu, jako dziecko czy nastolatka, bardzo, bardzo walczyłam i o siebie, i o mojego tatę, kiedy dochodziło do spięć z mamą. Moja mama stosowała wobec nas przemoc psychiczną i wobec wielu innych członków rodziny też, choć to my byliśmy na nią najbardziej narażeni. Wtedy powiedziałam sobie, że ja potrafię krzyczeć. Ja potrafię. Są osoby skrzywdzone, które tego nie umieją i to jest okej – nie muszą umieć. Dlaczego los skazał je na to, że muszą krzyczeć i walczyć o siebie, i wychodzić, i cały czas się buntować, i iść pod prąd, bo nikt ich nie chce słuchać? Ja mogłabym krzyczeć za nie, gdy nie są w stanie.

Domyślam się, że nie był to prosty proces.

Najpierw zaczęłam tak walczyć z molestowaniem. Dowiadywałam się, edukowałam i postanowiłam sobie, że kiedykolwiek pojawi się sytuacja, w której ktoś mnie będzie molestował na ulicy czy w jakimś innym miejscu, to po prostu muszę głośno krzyczeć. Na początku, kiedy mnie to spotykało, nie umiałam nic powiedzieć i się obronić. Miałam styczność z molestowaniem seksualnym, bo pracowałam jako hostessa i jako modelka. Lubiłam mocno podkreślać swoje ciało i chciałam wyrażać taką swoją kobiecość, co też wzięło mi się niestety z oczekiwań kultury. Na szczęście dzisiaj czuję się już zupełnie inaczej i o wiele lepiej, ale wtedy tak nie było. Postanowiłam sobie: „Muszę reagować. Jestem w stanie i zrobię to. Są osoby, które po prostu nie będą umieć i może ja im pomogę, kiedy się wydrę. Może ten mężczyzna (nie oszukujmy się, zazwyczaj stał za tym mężczyzna) następnym razem się zastanowi. Może tego nie zrobi, bo pomyśli sobie: «O Jezu, co jeżeli to będzie kolejna taka wariatka, jak ta ostatnio, co wydarła się na całego McDonalda?»” (śmiech). Zdarzyła się taka sytuacja, gdy miałam chyba 19 lat. Zupełnie obcy mężczyzna, taki typ kibola, złapał mnie od tyłu za talię i podniósł do góry w Warszawie w McDonaldzie. Zaczęłam go wyzywać, krzyczeć, a on powiedział: „Ona jest jakaś nienormalna, ja bym jej nawet nie dotknął”.

Myślę, że ta chęć krzyczenia za osoby, które tego nie potrafią, jest bardzo cenna. Dziękuję ci za tę odpowiedź. Zejdziemy trochę z tych trudnych tematów. Wiem, że masz narzeczoną i gratuluję oczywiście. Możliwość zawarcia ślubu jednopłciowego w Polsce wygląda, jak wygląda, ale nie o tym. Ja na przykład lubię śledzić dramy  na grupkach weselnych, które wstawia Kasia Babis, i też ogólnie słuchać o tradycjach związanych z weselami. Ty masz jakieś ulubione albo takie, które budzą w tobie silne emocje?

Cała idea typowo hetero wesela z oczepinami to jest dla mnie taki kosmos. Te wszystkie sukienki, fryzury… Wesela w mniejszych miejscowościach stanowią dla mnie swego rodzaju doznanie kulturowe. Nie chcę tutaj się śmiać – nie mam nic do tego i jest to takie w pewnym sensie niesamowite. Kiedyś trafiłam na wesele, gdzie przyszedł Stachursky i on jest w ogóle strasznie niski. Byłam w szoku, bo go zawsze pokazywali jako takiego postawnego mężczyznę. Ale to taka anegdota na boku, a wracając do tematu – oczepiny są mega zabawne, choć równocześnie przykre i bardzo seksistowskie. Na pewno nigdy bym ich nie chciała. Mnie od dawna strasznie wkurza podział na to, co kobiece i męskie. Dlatego też zaczęłam się mocno tym zajmować. Oczywiście jestem feministką i chciałabym, żeby traktowano nas wszystkich normalnie, bez względu na to, czy przydzieli się nas do bycia kobietą, czy mężczyzną.  Wydaje mi się, że nasze pokolenie może wprowadzić tutaj dużą zmianę. Mam taką ogromną nadzieję. Wiele osób gdzieś tam około trzydziestki i czterdziestki jest przekonanych, że rzeczy poszły do przodu, a ja totalnie się z tym nie zgadzam.

Co masz przez to na myśli?

Pracuję w urzędzie i mam 27 lat, więc jestem tam najmłodsza. Przeszłam od wesela do pracy, ale nieważne. Chcę opowiedzieć tutaj po prostu o stereotypowych rolach płciowych, bo z nimi mi się kojarzy wesele. Słyszę teksty typu: „Czemu ubierasz się w szerokie ciuchy? Przecież masz takie fajne ciało”, „Czemu masz krótkie włosy? W długich wyglądałaś lepiej”, „Czemu się tak mocno malujesz? Gdy jesteś mniej pomalowana, to wyglądasz tak naturalnie i dziewczęco”. I to mnie wkurza, bo po pierwsze, co ich to obchodzi, jak ja wyglądam?! Po drugie, chodzi niestety właśnie o przypasowywanie mnie do stereotypowej roli płciowej. Najsmutniejsze, że oni nie zdają sobie z tego sprawy, że to jest seksizm i owoc wychowania w naszej kulturze – przez to według nich lepiej wyglądam w długich włosach niż w krótkich, co nie jest prawdą. Nie ufam ich osądowi, ponieważ oni bardzo mocno patrzą przez pryzmat tej płciowości. Właśnie tego nie lubię w weselach, szczególnie tych naszych, polskich – ról płciowych. Może one też tłumaczą, dlaczego rozmawiamy dzisiaj w polityce o związkach partnerskich, a nie o małżeństwach jednopłciowych, co jest dla mnie dziwne. Jako prawniczka uważam, że między małżeństwem cywilnym a związkiem partnerskim nie ma żadnej różnicy. Jeżeli zamiast wesela chcesz po prostu podpisać papiery, gdzie wybierasz jakąś osobę na swojego partnera życiowego, to idziesz do urzędu stanu cywilnego i podpisujesz. Tak samo wyglądałby związek partnerski. Rozróżnia się to wyłącznie ze względu na kulturę, bo niektórych ludzi boli, że osoby tej samej płci mogłyby brać ślub. Może też właśnie dlatego, że w jakiejś podświadomości wykształconej w polskich umysłach kojarzy się on z mocnym podziałem na role płciowe. Przejawia się to w tym, jak prowadzimy domy – kobieta jednak w o wiele większym stopniu zajmuje się mieszkaniem i dziećmi, a mężczyzna nadal powinien więcej od niej zarabiać. Cały czas te przekonania w nas są.

Niestety. Zapewne jeszcze długo droga przed nami, żeby je wyplenić. Ale my zbliżamy się już do końca wywiadu. Mamy dzisiaj ładną pogodę. Znaczy, w Łodzi jest ładna pogoda i liczę, że w Szczecinie też. Co Dagmara Adamiak robi, gdy wyjdzie słoneczko, nadejdzie weekend i może w końcu odpocząć?

Jutro będę nagrywać tiktoki od rana. Mam wolny dzień, czyli mogę je nadrobić. Moja Monia pracuje, więc planuję iść ze znajomą, która działa ze mną, zrobić jako-taki piknik. Położyć się po prostu na kocyku i wypić kawkę. Szczerze mówiąc, ostatnio najczęściej robię albo to, albo jeżdżę z Monią do lasu. Wieszamy sobie tam hamak i czilujemy. Jak nie mogę w domu się wyluzować, to tam się włącza jakaś magiczna moc, te ptaszki i te drzewa, które teraz tak pięknie kwitną… Natura, las, chociażby trawa w parku są dla mnie cudowne, naprawdę. Trudno mi odprężyć się w domu, choć bardzo próbuję – czasem nawet włączam jakieś medytacje, bo cierpię na natłok myśli, cały czas muszę planować. Ciągle czuję, że muszę być produktywna i coś robić. Jednym słowem cierpię na efekty naszej kultury zapierdolu. Jest mi bardzo trudno odpoczywać, a natura pomaga i polecam obcowanie z nią wszystkim. Poza tym w wolnych chwilach jeszcze przytulam moje kotki i Moniczkę. Czasami biorę kąpiel w wannie. Te rzeczy mnie odprężają i staram się je robić chociaż raz w tygodniu.

Myślę, że na pewno pomagają zachować higienę umysłu. Nadszedł czas na pytanie końcowe. Gdybyś napisała kiedyś swoją autobiografię, to jakbyś ją nazwała?

Nie nazwałabym tego autobiografią, ale już od jakiegoś czasu myślę, żeby spisać właśnie moje doświadczenia. Ja i inne młode osoby mamy ich mnóstwo, a wiele starszych mówi: „Wy niczego nie przeżyliście”, co nie jest prawdą. Chodzi też o to, jak traktujemy nasze przeżycia. Niektórzy wrażliwi młodzi ludzie mogą z nich wynieść znacznie więcej  niż starsza osoba, która niby powinna „widzieć lepiej”. Nawet próbowałam sobie coś tam pisać już kilka razy i zawsze w głowie nazywam to „Manifestem Młodej Polki”. Albo „Manifestem Polki”, bo już coraz starsza jestem – 27 lat, więc nie taka młoda, choć w polityce cały czas tak się mnie widzi. Tam jako młodego człowieka przedstawia się Trzaskowskiego, który ma 50 lat. Mnie się bierze za przedszkolaczkę. W każdym razie, tak obecnie nazwałabym coś swojego: „Manifestem Młodej Polki”.

Dziękuję ci bardzo za wywiad i życzę miłego popołudnia, najlepiej na łonie natury.