Socjalny Kongres Kobiet, czyli feminizm klasy pracującej


Już niedługo, bo 11 i 12 marca w Łodzi odbędzie się kolejna edycja Socjalnego Kongresu Kobiet. Wezmą w nim udział działaczki związków zawodowych, stowarzyszeń lokatorskich i organizacji socjalnych. O samym wydarzeniu, kondycji polskiego feminizmu, ruchach społecznych oraz potrzebie solidarności mówiły: Lisa Dłużewska – działaczka łódzkiej komisji środowiskowej OZZIP i Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów, Aniela Barczak – prawniczka Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów oraz Weronika Dąbrowicz – koordynatorka ds. Kobiet w OZZ „Inicjatywa Pracownicza” i działaczka Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów.

Szymon Radomski: Jakie znaczenie ma Socjalny Kongres Kobiet dla ruchów feministycznych? Dlaczego w ogóle powstał, skoro istnieje już jeden Kongres Kobiet?

Lisa: Socjalny Kongres Kobiet powstał w opozycji do liberalnego Kongresu Kobiet, aby zrzeszać kobiety pracujące. Kongres Kobiet nie zwraca uwagi na to, jak traktowane są pracownice - na ich wydarzenia zapraszane są tak zwane „kobiety sukcesu”. SKK ma za to zrzeszać związkowczynie i być impulsem do działań w opozycji do niego.

Aniela: Ja bym powiedziała, że kontra to dość mocne słowo. Chodzi nam raczej o to, żeby poszerzyć spektrum tematów, jakimi zajmujemy się w ruchu feministycznym. Kongres Kobiet poruszył ważne kwestie, które też inspirowały wiele działaczek z naszego środowiska. Widzimy jednak, że wcale nie zmierza do tego, żeby mieć jak największą reprezentatywność, a raczej wycina pewne nurty. Moim zdaniem robi to celowo - wskazuje rozwiązania wspólnych kwestii jedynie w decyzjach i działaniach pojedynczych osób. Nie zauważa tego, jak „poukładane” jest społeczeństwo i tego, jak podział pracy sprawia, że my wszystkie - jako kobiety - gramy na nierównym boisku. Zamiast więc próbować grać samemu, lepiej byłoby zagrać w jednej drużynie, a nie przeciwko sobie nawzajem.

Czyli uważacie, że Kongres Kobiet nie reprezentuje wszystkich kobiet?

Weronika: Ja uważam, że to jest ciągle powtarzająca się historia w ruchu feministycznym. Sufrażystki miały na początku walczyć również w interesie kobiet pracy, a tak naprawdę skupiały się na problemach wielkomiejskich, białych kobiet z klasy średniej. Dzisiaj w Polsce dzieje się podobnie. Debata publiczna zdominowana jest przez kobiety, które mają większy kapitał kulturowy czy ekonomiczny, przez co wymykają im się problemy klasy robotniczej. Na ostatnim KK pojawił się Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia, który bardzo źle traktował pracownice DPS-u. Między innymi właśnie taki człowiek go otwierał, co stoi w sprzeczności z ideą feminizmu, która nie może być wykluczająca dla kobiet pracy. Dlatego uważam, że jest to kontra, ale ma uzasadnione podstawy. SKK reprezentuje zupełnie inne interesy klasowe. My, kobiety pracujące, walczymy o coś innego niż kobiety z klasy średniej. One chciałyby zajmować kierownicze stanowiska i mówią o luce płacowej pomiędzy menadżerami a menadżerkami. My z kolei zwracamy uwagę na niskopłatne, sfeminizowane zawody. Mówimy o tym, że jak idziemy na urlop macierzyński, to tracimy tak naprawdę bardzo wiele pieniędzy, nie uzyskujemy premii, mamy problem z dostaniem pracy, kiedy urodzimy dzieci. SKK zajmuje się problemami pracownic najemnych.

Jakie tematy będą podejmowane na tegorocznym Socjalnym Kongresie Kobiet?

Weronika: Cała praca SKK zaczęła się od spotkań otwartych i dyskusji dotyczących naszych problemów. Z tych rozmów wyłonił się program pięciu paneli dyskusyjnych: czterech głównych i jednego dla młodych działaczek. Pierwszy blok dotyczy postulatów kobiet w miejscach pracy - tych związanych z pracą opiekuńczą i nie tylko. Drugi panel dotyczy trzech etatów, jakie wykonują kobiety zaangażowane w działalność feministyczną - zarobkowego, wykonywanego w domu oraz działalności społecznej. Będziemy rozmawiać o pracy opiekuńczej w życiu prywatnym - sytuacji kobiet zajmujących się dziećmi, osobami starszymi oraz osobami z niepełnosprawnością. Te ostatnie często muszą pracować, żeby się utrzymać, bo zasiłek pielęgnacyjny jest za niski. Robią to jednak „na czarno”, ponieważ prawo w Polsce nie pozwala jednocześnie pobierać zasiłku i pracować. W naszym kraju to w większości kobiety wykonują obowiązki domowe, opiekują się dziećmi, itd. Często są przez to uzależnione ekonomicznie od swoich partnerów, bo nie mają możliwości zarabiać wystarczająco dużo pieniędzy by się usamodzielnić. Stwarza to zagrożenie przemocy domowej i seksualnej, dlatego będziemy rozmawiać o tym, co powinno się zmienić, żeby zyskały większą autonomię.

Jeden z paneli będzie dotyczył represjonowania związków zawodowych i utrudniania im działalności. Na czym to polega?

Weronika: Przez utrudnianie działalności związkowej mamy na myśli szereg rzeczy - od problemów wynikających z zakazu wywieszania na tablicach informacji związkowych, po próby ujawnienia działaczy związkowych w miejscu pracy. Pracodawcy często żądają co półrocznego potwierdzenia liczebności członków. W Amazonie jest wiele uzwiązkowionych osób z różnych miast, przez co cała procedura trwa bardzo długo. Związek zawodowy musi się ustosunkować do zastrzeżenia liczebności w ciągu 30 dni. Pracodawcy celowo podważają ich wiarygodność z myślą, że drugiej stronie nie uda się dostarczyć potrzebnych dokumentów w terminie. Utrudniają również referenda strajkowe, bo nie udostępniają przestrzeni odpowiedniej do przeprowadzenia głosowania za lub przeciw strajkowi. Ponadto samo prawo utrudnia działalność związkową; chociażby procedura strajkowa. Jest strasznie długa i skomplikowana do tego stopnia, że ustalone postulaty na początku rokowań w momencie strajku są już nieaktualne. Niedawny strajk w MPK Łódź rozpoczął się po dwóch latach od pierwszych rokowań. W tym czasie postulat o 200 zł podwyżki pochłonęła inflacja, koronawirus i wojna w Ukrainie. Zmienić ustalenia można tylko zaczynając wszystko od nowa. Dodam jeszcze, że początkowo panel ten miał dotyczyć zwolnień związkowczyń z miejsc pracy. Jest to duży problem i dotyka wielu osób, nie tylko Magdy Malinowskiej (Amazon) i Joli Żołnierczyk (Kaufland). Chcemy jednak rozszerzyć go o temat ogólnej działalności związkowej.

Aniela: Wisienką na torcie są firmy prawnicze ukierunkowane na przeciwdziałanie zrzeszaniu się pracowników w związkach zawodowych. W USA takie działania nazywa się union bustingiem. Przedsiębiorcy mogą wynająć takie firmy, aby reprezentowały ich w sporach przed sądem pracy, szczególnie w niewygodnych sprawach, gdzie dana osoba ma wsparcie ze strony związku lub wręcz została zwolniona z naruszeniem prawa. Oprócz tego firmy te mają gotowe patenty na to, jak utrudnić związkowi funkcjonowanie w przedsiębiorstwie, zastraszyć osoby do niego należące lub próbować go rozwiązać, powołując się na niedopełnienie procedur. Często doradzają też, jak zniechęcić pracowników do związków, by taki w ogóle nie powstał. Podobne kancelarie prawne tworzą się także w Europie, w tym ostatnio też w Polsce. Związki w kolejnych miejscach pracy dostają nagle stos pism wymagających pilnej odpowiedzi, których treść doskonale znamy, bo pomagaliśmy się z nimi uporać gdzieś indziej tydzień temu…

Też wiemy, że Państwowa Inspekcja Pracy i prokuratura nie działa po stronie pracowników…

Weronika: Ostatnio Państwowa Inspekcja Pracy próbowała zorganizować referendum strajkowe w budynku Amazona pod Łodzią. Nie zostali jednak wpuszczeni na zakład, odmówiono im prawa do przeprowadzenia głosowania. Jeśli pracodawca nie pozwala ci przeprowadzić legalnego referendum związkowego, to jest to łamanie praw pracowniczych i PIP powinna się tym zająć. Uznała jednak, że takie działanie nie nosi znamion przestępstwa - urzędnicy stwierdzili tylko, że mogą coś zrobić w kwestii BHP. Niestety, odwoływanie się od takich decyzji trwa bardzo długo… Nie przestajemy jednak walczyć jako związek zawodowy!

Czyli to nie jest kwestia prawa, tylko zaniechania?

Weronika: Dla mnie to jest kwestia trzech rzeczy. Po pierwsze prawa, które nie stoi po naszej stronie. Nie chcę też demonizować wszystkiego, bo w teorii są jakieś zasady na korzyść związków zawodowych, ale trzeba je udoskonalić, a czasem właściwie stworzyć na nowo, tak jak w przypadku strajków. Druga kwestia to egzekwowanie prawa i działania instytucji do tego powołanych. Policja jest zupełnie nieprzeszkolona, nie ma wiedzy (ani chęci) do działania zgodnie z prawem. Trzecia sprawa dotyczy tego, co dzieje się w zakładzie pracy, czyli: zastraszania, utrudniania działalności związkowej, mobbingu, strachu przed zwolnieniem z pracy, itd.

Czego będzie dotyczył kolejny panel?

Aniela: Ostatni blok będzie dotyczył sytuacji mieszkaniowej, przede wszystkim mieszkań dla kobiet. Aktualnie największymi problemem na rynku są rosnące czynsze. Wzrastają koszty ogrzewania, a lokatorzy nie zawsze mają wpływ na to, jak ogrzewane i zasilane jest osiedle. Mieszkania komunalne czy socjalne na mapie Polski są prawie niewidoczne, a to z nich powinny korzystać osoby, które nie odnajdują się na prywatnym rynku nieruchomości z powodu niskich dochodów, trudnej sytuacji materialnej lub choroby. W dużych miastach ten problem jest ogromny a listy oczekujących na lokale socjalne są bardzo długie. W obliczu wojny w Ukrainie pojawił się problem kobiet, które uciekły przed wojną wraz z dziećmi, czasami z całymi rodzinami. Tak naprawdę, rząd obiecujący je chronić, zostawił lokatorów na pastwę rynku. Widoczne są pozytywne trendy, ale na razie niestety głównie za granicą - w krajach takich jak Niemcy czy Austria. W Poznaniu zaś powstało zaledwie dziesięć lokali, które są dostosowane dla osób starszych, mających problemy z przemieszczaniem się. Fantastyczną rzeczą jest to, jak w niektórych zagranicznych miastach prowadzi się przetargi na budowę mieszkań. Przy sprzedaży terenu pod zabudowę dla prywatnego inwestora publiczny podmiot wymaga przekazania części mieszkań np. miastu.

Weronika: Ja bym tu dodała jedną rzecz. Sprzedaje się zasób miejski. Na przykład miasto Łódź nie kryje się ze swoją polityką mieszkaniową, jest to praktyka powszechnie znana. Dochodzi nawet do tego, że licytowane są lokale, w których dalej mieszkają rodziny. Zasób miejski się też kurczy, bo część mieszkań jest na tyle zaniedbana, że tak naprawdę nadaje się jedynie do generalnego remontu lub rozbiórki. Mieszkania miejskie są często wyniszczone, ponieważ władze o nie nie dbają.

Mówiłyście jeszcze o panelu dla młodych…

Weronika: Tak, chciałam jeszcze o tym wspomnieć. W Inicjatywach Pracowniczych struktury młodych istnieją już od ponad dwóch lat. Jako młode pracownice spotykamy się z różnymi problemami. Pracujemy przez agencje pracy czy na umowie-zleceniu. Na kongresie chcemy poruszyć kwestię fałszywych ogłoszeń pracy. Mało się tak naprawdę mówi o sytuacji pracowniczej wśród młodych, więc chcemy stworzyć do tego przestrzeń.

Lisa: Ja jestem masażystką, więc szukam zatrudnienia w zawodzie. Często widzę oferty pracy, na które bałabym się odpowiadać. Takie za 12 tys. miesięcznej pensji, bez wymaganego doświadczenia, w studiu, którego nie można znaleźć w internecie… Jeśli ktoś nie ma doświadczenia w takich sprawach, to może sobie narobić dużo problemów. Można trafić w środowiska gangsterskie, często powiązane z wyzyskiem seksualnym. To duże niebezpieczeństwo, zwłaszcza dla kobiet.

Co jest celem tegorocznej edycji Socjalnego Kongresu Kobiet? Czy na podstawie waszych rozmów powstaną jakieś postulaty, plan działań?

Aniela: Ważne jest, że możemy się tutaj spotkać bez osób, które będą starały się nas podzielić, próbować udowodnić, że „kołderka jest za krótka, nie wszystkim możemy pomóc”. Takie działanie nie zawsze jest uzasadnione i ma na celu głównie nas skłócić. W spokojnej atmosferze będziemy mogły zastanowić się nad tym, jakie są nasze postulaty. One pojawiały się już na pierwszym SKK - stworzyłyśmy wtedy listę 20 postulatów. Co roku, kiedy się spotykamy, staramy się na nią jeszcze raz spojrzeć, zastanowić się, co udało nam się spełnić, jakie metody przyniosły rezultat i czy nie trzeba czegoś zmienić.

Lisa: Mam nadzieje, że stworzymy przestrzeń do wymiany doświadczeń. Takie wydarzenia są często bardzo inspirujące, zwłaszcza dla tych kobiet, które są wyalienowane, pracują w mniejszych zakładach pracy w mniejszych miejscowościach. Z pewnością SKK będzie impulsem do dalszej walki i jednoczenia się. Nasze postulaty z pewnością wybrzmią w trakcie dyskusji.

Weronika: Ja liczę na to, że ruchy społeczne, które pojawią się na SKK, zwrócą uwagę na pracowniczą perspektywę. Jest ona bardzo ważna i nadal niewysłuchana w ruchu feministycznym. Liczę również na to, że dziewczyny z różnych miast połączą siły. Oczywiście postulaty są ważne, musimy wiedzieć, o co walczymy, ale równie istotna jest wymiana doświadczeń z walk pracowniczych i sporów zbiorowych, w których brałyśmy udział. Musimy wiedzieć, co w danych sektorach najlepiej się sprawdza. Chcemy też porozmawiać z nowymi komisjami i podzielić się naszym doświadczeniem.

Po co angażować się jako młoda osoba i jakie problemy mają młodzi w pracy i sytuacji mieszkaniowej?

Lisa: Jeśli chodzi o kwestie lokatorskie, to znajdujemy się obecnie w trudnej sytuacji ekonomiczno-politycznej. Czynsze rosną praktycznie z miesiąca na miesiąc. Większość młodych osób lub studentów jest skazanych na prywatny rynek nieruchomości. Wśród moich koleżanek cena za wynajmowane przez nie pokoje nie spada poniżej 1100 zł. To są dla młodych osób kwoty nierealne do zapłacenia, jeśli nie mają wsparcia np. od rodziców. Z pracą też aktualnie bywa bardzo różnie, a pracodawcy często po prostu oszukują. Stosunkowo niedawno pojawił się PIT-0. Osoby do 26. roku życia nie płacą podatku dochodowego, co daje pole do nadużyć. W dodatku wiele młodych osób nie zna niuansów prawnych, a często nawet nie wie, ile wynosi pensja minimalna czy najmniejsza stawka za godzinę pracy. Dlatego to jednoczenie się w związkach zawodowych jest bardzo ważne- jako młode osoby uczymy się tego, jak wygląda rynek i prawo pracy. Możemy też dzielić się tą wiedzą, dzięki czemu inni, wkraczając na rynek pracy będą mogli czuć się pewniej i bezpieczniej. Pojedyncze osoby nie mają takiej siły w konfrontacji z pracodawcą, a te zrzeszone w związku zawodowym już tak. Mamy zaplecze prawne w postaci komisji związkowej albo komisji środowiskowej młodych.

Weronika: Oprócz zwiększania świadomości, praca komisji środowiskowej polega na wspieraniu istniejących komisji, które działają w konkretnych zakładach. W ten sposób uczymy się, jak wygląda związek zawodowy i będziemy mogły tę wiedzę wykorzystać w przyszłości. Poza tym staramy się interweniować np. w kwestii bezpłatnych staży i praktyk. Niedawno powstała w parlamencie rada, która zajmuje się tą kwestią. Staramy się tam przedstawić problem, zdiagnozować go i znaleźć rozwiązanie. Walczymy o to, żeby staże i praktyki były zawsze płatne tak, jak każda inna praca.

Co jeszcze może nam dać działanie w związkach zawodowych czy stowarzyszeniach lokatorskich poza doświadczeniem?

Aniela: To, co daje nam taka działalność jest widoczne m.in. na poznańskim podwórku. Gdyby lokatorzy prywatyzowanych mieszkań, należących do Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych, zostali pozostawieni sami sobie, to mogliby tylko „zacisnąć pasa” i żyć w biedzie. Osoby z takimi problemami zrzeszyły się jednak a dzięki temu udało nam się, jako Wielkopolskiemu Stowarzyszeniu Lokatorów, rozwiązać tę sprawę oraz wymusić na władzach Poznania stworzenie stanowiska pełnomocnika prezydenta do spraw lokatorskich. Poza tym WSL zaproponowało, aby mieszkania o dużej powierzchni, które znajdują się w zasobach komunalnych, przeznaczyć dla osób oczekujących na przydział mieszkania socjalnego.

Prywatyzacja sfery publicznej jest w Polsce problemem?

Aniela: Zdecydowanie! Widzimy, że usługi, które dotychczas były publiczne, zanikają. Państwo dąży do ograniczania ich dostępności i obniża poziom ich jakości. To tworzy pretekst do tego, żeby sprywatyzować wszystko, co publiczne, co często źle się kończy. Mamy przykład domów spokojnej starości firmy Orpea: w internecie można zobaczyć do jakich praktyk ta spółka się posuwa, m. in. łamie prawa działaczek związkowych, nagłaśniających jej nadużycia.

Wsparcie związków zawodowych i stowarzyszeń lokatorskich różni się jednak od tego państwowego?

Weronika: Tak, to nie jest instytucjonalna ale oddolna samopomoc. Nie chcemy, żeby ktoś przychodził do nas z problemem, który pomagamy rozwiązać i później nigdy już nie widzimy tej osoby. Po pierwszego dlatego, że fajnie jest wiedzieć, co się u niej dzieje. Po drugie, ten problem może nie skończyć się na jednym incydencie. Po trzecie, stowarzyszenia nie działają na zasadach kapitalistycznych. Chcemy stworzyć społeczność sąsiedzką, lokatorską, gdzie możemy zwrócić się o poradę oraz porozmawiać o naszych rozterkach. Zależy nam na tym, żeby to była wzajemna pomoc - nie tylko prawna, ale i emocjonalna. Nie ma jednej liderki czy specjalistki, która rozwiąże wszystkie problemy. Rozwiązań uczymy się na bieżąco od siebie nawzajem oraz z doświadczenia, a nasza rosnąca świadomość jest grupową oraz indywidualną siłą. To, co robimy ma również zmienić system, zamiast dawać tylko krótkotrwały efekt. Warto mówić o zrzeszaniu się, bo różni się ono od aktywizmu, który często jest chaotyczny i przede wszystkim krótkotrwały, jeśli chodzi o podejmowane tematy. My chcemy robić konkretną pracę u podstaw w temacie łączącym nas tożsamościowo. Należymy do klasy pracującej, jesteśmy lokatorkami, które wynajmują lub zamieszkują zasób miejski. Mamy wspólne problemy i wspólnie szukamy rozwiązań.

Tożsamość klasowa jest dla was bardzo ważna?

Lisa: Dla mnie bardzo ważne jest to, że się jednoczymy, że znamy nasze położenie klasowe. Walczymy - wiem, brzmi jak komunał - o lepsze jutro dla pracowniczek i lokatorek. Niezależnie od tego, czy uda nam się uzyskać te zmiany systemowe, czy nie, to solidarność z nami zostanie. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa, bo dzisiaj jestem na blokadzie eksmisji, a jutro to ja mogę potrzebować pomocy. Młode osoby powinny zrozumieć w jakim położeniu są i że jutro może nie być takie kolorowe, jeśli nie będziemy o nie walczyć.

Jak odkryłyście, że solidarność jest największą bronią w walce z wyzyskiem?

Lisa: Ja się wychowywałam w warunkach, gdzie odczuwałam moją przynależność klasową. Może jeszcze wtedy nie potrafiłam tego nazwać, ale to właśnie wzbudziło we mnie potrzebę działania przeciwko niesprawiedliwości. Wyrzucanie ludzi na bruk w środku zimy nie jest sprawiedliwe, tak jak odbieranie pracownikom wypłaty. Ktoś musi się tym zająć, dlatego cieszę się, że mogłam znaleźć, a teraz współtworzyć, środowisko, walczące właśnie z niesprawiedliwością na co dzień. W tym ruchu społecznym moje działania zaczynają mieć realne znaczenie. Efekty są różne, ale czasem nawet dla tej jednej osoby, która nie zostanie zwolniona z pracy czy wyrzucona na bruk…Ta robota jest tego warta.

Aniela: Mam takie przekonanie wyniesione z domu, że ludzie oprócz pracy zawodowej powinni pracować społecznie. Chciałam dokonać jakiejś pozytywnej zmiany w środowisku. Tak naprawdę już od liceum miałam doświadczenie pracy w dużych i małych NGO, jednak często nie zgadzałam się z tym, jakie działania były przez nie podejmowane. Taka organizacja jak WSL, w której nie patrzymy na siebie pod względem tego, ile ktoś ma pieniędzy, kompetencji, certyfikatów albo po prostu charyzmy, pomaga mi na co dzień pracować z większą przyjemnością.

Weronika: Ja pochodzę z rodziny, gdzie ten zasób kulturowy był bardzo mały. Wychowywałam się w rodzinie dysfunkcyjnej i z przeszłością kryminalną. Moja mama przez większość życia opiekowała się samotnie mną i moim bratem. Bardzo wcześnie wyprowadziliśmy się od taty i zamieszkaliśmy u mojej babci, która zajmowała się swoją siostrzenicą z niepełnosprawnością. Mieszkaliśmy w pięć osób w jednym pokoju, spałam z babcią na oparciu wersalki. Paliłyśmy węglem, czasem nie było prądu w mieszkaniu, a okna musiałyśmy na okres jesienno-zimowy zabezpieczać pianką i taśmą izolacyjną. Patrzyłam na to, jak moja mama zaharowuje się licząc każdy grosz. Obserwowałam międzypokoleniową tragedię kobiet, próbujących utrzymać naszą rodzinę na powierzchni. Babcia nie była w stanie dać miłości mojej mamie, ponieważ zawsze były jakieś problemy. Zapierdol trwa 24 godziny, 7 dni w tygodniu. To jest po prostu wieczny zapierdol, trwający latami. Wszystkie te rzeczy mocno we mnie za dziecka utkwiły.

Twoje niezwykle trudne doświadczenia spowodowały, że chciałaś działać na rzecz innych?

Weronika: Tak, imałam się różnych aktywistycznych działań na początku, ale dopiero jak trafiłam do IP i później do Łódzkiego Stowarzyszenia Lokatorów, poczułam, że to jest coś, co mnie reprezentuje. To środowisko walczy z problemami dotykającymi mnie i moich bliskich. Odpowiada na trudności osób, na których mi zależy. Ważne są dla mnie problemy kobiet takich jak moja mama, a nie typu businesswoman. Zależy mi na kobietach, które, jak moja babcia, poświęcają całe swoje życie dla osoby z niepełnosprawnością. Zależy mi na młodych kobietach z biedniejszych rodzin, które wchodzą w ten rynek pracy z niepewnością tak, jak ja… Chciałabym tworzyć społeczność stanowiącą alternatywę dla tego, co jest teraz. Nawet jeśli tymi działaniami nie udaje się wywalczyć wszystkiego, zlikwidować tych patriarchalnych wyzyskujących struktur; nawet jeśli będę w stanie zrobić coś małego dla kogoś, na kim mi zależy, to dla mnie ma to sens. Cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem – chociaż to angażujące, obciążające zajęcie. We wspólnocie, do której należę, jest nadzieja, i to pięknie. Tak, jak ktoś podziwia obraz, tak ja patrzę na taką wspólnotę, i ona jest dla mnie piękna.

DOŁĄCZAJCIE DO IP: https://ozzip.pl/przystap-do-ip