Kto się boi okresu?


Kiedy w sejmowym głosowaniu ogranicza się prawa reprodukcyjne, każdy poseł ma jakąś opinię. Politycy nie boją się publicznie dyskutować o wprowadzeniu rejestru ciąż, zasadności recepty na tabletkę „dzień po” czy metodzie zapłodnienia in vitro. Jednak kiedy pada pytanie o menstruację, Borys Budka odpowiada: „To nie jest męski temat.”

Około pół miliona osób w Polsce doświadcza ubóstwa menstruacyjnego. Co piąta Polka przyznaje, że zdarza jej się nie mieć pieniędzy na środki higieniczne. 39% ubogich kobiet musi rezygnować z artykułów menstruacyjnych ze względu na inne wydatki. Chociaż ubóstwo menstruacyjne to stosunkowo nowy temat w przestrzeni medialnej, problem istnieje od bardzo dawna. Paradoks miesiączkowego tabu to fakt, że przecież każdy z nas miał styczność z osobą, która była akurat w trakcie okresu, bo nie jest to najbardziej niespotykane zjawisko na świecie. A mimo to wciąż trudno pozbyć się wstydu, który towarzyszy rozmowie o menstruacji. 

Język mówi sam za siebie

„Te dni”, „kobieca przypadłość”, „faza księżyca”, „krwawa Mary” - to tylko kilka z wielu określeń, które funkcjonują na co dzień w języku i mają się bardzo dobrze. Unikanie konkretnych słów to jasny sygnał, że coś z nimi nie tak. A jeśli już samo słowo jest krępujące, to dziewczynki zaczynające miesiączkować, momentalnie będą czuły zawstydzenie. Szkoła jedynie wspomaga stygmatyzację, czego przykładem może być zgłaszanie „niedyspozycji” na lekcjach WF-u. I tutaj tworzy się osobliwa tajemnica poliszynela - przecież zarówno nauczyciel, jak i reszta grupy, dobrze wie, co kryje się pod stwierdzeniem „jestem niedysponowana”, a jednak nikt głośno nie stwierdzi „mam okres, nie dam rady dziś ćwiczyć”. Zresztą nieprzypadkowo zajęcia wychowania do życia w rodzinie dotyczące miesiączki odbywają się bez udziału chłopców - izolacja od tematu zaczyna się bardzo wcześnie. Skoro większości z nich w późniejszych etapach życia trudno będzie powiedzieć słowo „okres”, to jak mamy poważnie rozmawiać o zdrowiu menstruacyjnym?

Zbyt wrażliwi na trudne tematy

Ola Walczak, działaczka Akcji Menstruacji, zajmuje się nagrywaniem filmików na TikToka tej organizacji. W ramach jednego z takich nagrań chodzi po sejmie i pyta polityków o ich pomysł na rozwiązanie problemu ubóstwa menstruacyjnego w Polsce. Pierwszy wypowiada się Tadeusz Cymański (PiS) i tutaj zero zaskoczenia, „temat delikatny, niezbyt dobry na publiczne kłótnie”. Co ciekawe, o aborcję już można usilnie wojować od wielu lat i raczej rzadko zdarza się, żeby prawicowi politycy zwracali uwagę na delikatność problemu. Później sytuacja nieco się zmienia, bo poseł opozycji Borys Budka określa temat jako niemęski, ale za to zaraz znajdzie jakąś posłankę, która może się wypowie. Chciałabym się dowiedzieć, jak w takim razie oddzielić męskie tematy od niemęskich, bo zaczynam się nieco gubić. Czy to znaczy, że posłowie mogą głosować jedynie w sprawach, które bezpośrednio ich dotyczą? A przedszkola, emerytury, urlop macierzyński - czy do tych tematów też należałoby zawołać „jakąś posłankę”? A może od razu zapytajmy przedszkolaków? Smutna wydaje się ignorancja tych, którzy uważani są za krajową elitę, bo przecież przykład ma iść z góry. Za takie przykłady raczej już podziękujemy.

Samorządowcy i organizacje pozarządowe światełkiem w tunelu

**„**Bardzo szybko przekonałam się, że mało co jest apolityczne. Problem ubóstwa menstruacyjnego jest apartyjny, ale nie jest apolityczny. Dlatego też jest to problem, który należy rozwiązywać nie tylko na poziomie lokalnym, ale też krajowym, czyli w takich miejscach jak Sejm” - komentuje Ola Walczak, która często pojawia się na sejmowych korytarzach i rozmawia z posłami. Wspomina, że pytanie o menstruację wywołuje różne, często nawet skrajne reakcje. Wiele osób nawet nie podejmuje się odpowiedzi, niektórzy nonszalancko machają ręką, ale są też tacy, którzy przynajmniej próbują. „Jestem bardzo wdzięczna politykom, którzy to robią, bo są tacy i to na nich wolę się skupiać, ale jest ich za mało. Bardzo doceniam samorządowców angażujących się w walkę z ubóstwem menstruacyjnym, bo to oni lepiej znają swoją społeczność i najefektywniej umieją jej pomóc. Rolą parlamentarzystów jest ułatwienie im działań przez zmiany systemowe. Ale zmiany systemowe zaczynają się od rozmowy” - dodaje działaczka. - „Nie chcę skupiać się na tych politykach, którzy nie angażują się w takie trudne tematy. Chcę doceniać polityków i polityczki, które mają do tego odwagę. Organizacje pozarządowe są gotowe do współpracy, do nauczania, szkolenia”. Jedyne, czego można sobie życzyć, to żeby wstyd nie zagłuszył głosów, które mówią wprost: problem ubóstwa menstruacyjnego w Polsce istnieje i najwyższy czas go rozwiązać.

Oliwia DZIEMIANOWSKA