Obóz Wschód na dwa głosy
Impuls wyjechał na „Wschód”, a właściwie na północ, do tajemniczo brzmiącej miejscowości Kacze Bagno. Ten obóz klimatyczny, organizowany przez Dominikę Lasotę, Wiktorię Jędroszkowiak, Konrada Skotnickiego i Ewelinę Kycię, skupiał się na problemie paliw kopalnych we wschodniej Europie, czemu właśnie zawdzięcza swoją nazwę. Na kilka dni stał się on domem zarówno aktywistów z Polski, jak i całego świata, w tym również naszej impulsowej dwójki. Rozpoczął się w czwartek 6 sierpnia i trwał do niedzieli, a plan wypełniono w nim po brzegi. Jednak czy okazał się sukcesem? Obóz „Wschód” na dwa głosy.
Dni pierwsze – głosem Przema
Na obóz przyjeżdżamy w słoneczny dzień, obijając się o siedzenia grupowego autobusu pokonującego drogowe wertepy. Na Kaczym Bagnie witają nas wysoki słup z kwiecistymi wiankami, rozległe połacie traw i weranda wypełniona słonecznikami. Zastanawiamy się, czy tak naprawdę nie trafiliśmy do świata „Midsommar”? Ale nie, raczej mamy do czynienia z prawdziwym rodzajem sielanki – tutaj nikt nie skoczy z klifu, nie zostanie też wybrana Majowa Królowa. Załatwiamy kilka formalności, słuchamy ceremonii otwarcia, a na koniec rzucamy bagaże na któreś z dwupiętrowych łóżek w ogromnym pokoju i oto zostajemy uczestnikami obozu „Wschód”.
Prawdziwy główny punkt tego dnia ma jednak dopiero nadejść: jest nim wzajemne poznawanie się. Jeszcze nie wydzieliły się żadne grupy, nic nie zostało przesądzone. Badamy się nawzajem. Stajemy w małym gronie i mówimy, czym się zajmujemy, co tu robimy. Może działamy aktywistycznie na rzecz zwierząt, może walczymy z patriarchatem, a może byliśmy częścią MSK. Wymieniamy te wszystkie fakty wraz z odpowiedziami na pytania czy studiujemy, czy pracujemy, czy mieszkamy w Polsce, skąd jesteśmy. Przypomina to trochę sprzedaż towarów na targu, tyle że tutaj każdy próbuje sprzedać siebie. Staramy się wykreować na kogoś ciekawego, a publiczność jest dość przychylna, co ułatwia to zadanie. W końcu, gdy od imion i nazw organizacji już miesza nam się w głowach, dzień się kończy.
Kolejny mija nam dość statycznie. Czegoś w nim brakuje, wszystko dopiero się rozkręca. Większość czasu spędzamy na rozmowie z Pascalem Vollenweiderem z Avaaz o storytellingu. Siadamy w parach i pytamy się nawzajem: o co walczysz? Okay, ale o co walczysz? Rozumiem, powiedz mi, o co walczysz? A teraz jeszcze raz, o co walczysz? Redefiniujemy nasz cel raz za razem, próbujemy znaleźć jego sedno. Na koniec może już wiemy, o co walczymy, a może tak się zagmatwaliśmy, że nie wiemy już niczego. Patrzymy przy tym na tablice, gdzie zapisaliśmy wszystkie kryzysy, które nas obecnie martwią. Rzucamy okiem na bohaterów i wrogów. Jak znaleźć w tym miejsce na naszą narrację? Trawimy to pytanie aż do nadejścia zmroku, z którym nadchodzi też czas integracji.
Podczas wieczoru kulturowego pojawiają się prawdziwe perełki, jak ukraińska wyszywanka, chociaż większość przyniosła ze sobą słodycze i śmieje się, tłumacząc dosłownie na angielski ich nazwy. Wszyscy opychamy się bird’s milk i little cows podczas części muzycznej. Słuchamy piosenek popularnych w Kolumbii, Bośni oraz Ukrainie. Wtem z głośników puszczone zostają „Czerwone korale” i cała sala zaczyna wirować w tańcu. W kole coraz to nowe pary łączą się ze sobą do znanej piosenki weselnej. Zabawa trwa – światło zostaje przygaszone, wśród puszczanych artystów jest miejsce i na Taco, i RuPaula, a wszyscy dalej tańczą. Tak mija wieczór kulturowy.
Dzień drugi – głosem Dominiki
Dzień drugi rozpoczynamy harcerską rozgrzewką, która budzi lepiej niż poranna kawa. Pełni energii, choć dalej okryci kocami, witamy się z Pascalem, a ja nie mogę przestać myśleć o koszulce z tradycyjnym polskim obiadem – ziemniaczki, schabowy i ogórki kiszone – teraz skrytej pod bluzą z opieńkami, a wczoraj prezentowanej mi z dumą. Skupiam się jednak z całej siły na jego słowach, ponieważ dzisiaj następuje kulminacja warsztatów, które prowadzi. Kontynuujemy temat kryzysów z dnia poprzedniego. Później następują dwa wideospotkania. Najpierw Sacha de Wijs, reprezentant Crisis Action, chętnie dzieli się wiedzą na temat konfliktów zbrojnych od strony politycznej. Podczas krótkiej przerwy obserwujemy dwa typy ludzi zaspanych – tych, którzy idą po kolejny kubek kawy i tych, którzy szukają chętnych do kopania piłki na dworze. Ja idę po kawę. Po powrocie na ekranie witamy Svitlanę Romanko ze Stand With Ukraine, a przed nią Joannę Flisowską – koordynatorkę zespołu „Klimat i Energia” w Greenpeace Poland. I chociaż organizacja drugiej z pań, cieszy się dużo dłuższym stażem, to pierwsze skrzypce gra zdecydowanie Romanko. To do niej kierowana jest większość pytań, na które stara się odpowiedzieć, chociaż niestrudzenie walczy ze słabym łączem internetowym i często przegrywa.
Kolejną przerwę już wszyscy spędzamy na zewnątrz, korzystając z pięknej pogody i zatrzymując miłe chwile na wspólnym zdjęciu. Martę Lempart, kolejną mówczynię, mijam w drodze do ubikacji i przypominam sobie historię, jak to młodziutka Zendaya spotkała w toalecie Beyoncé. Chociaż nie jestem tak wielką fanką Marty, jak Beyoncé, to na pewno osobliwe doświadczenie spotkać kogoś, kogo do tej pory widziało się tylko przez szkiełko. Jej panel na pewno przyciąga uwagę – szczerze mówi o Strajkach Kobiet i ich porażce oraz o polskim rządzie (i jego porażce). Wydaje się autentyczna i w pewnym sensie zwyczajna, czym przywraca w jakimś stopniu moją sympatię.
Dzień drugi zamyka Julia Tyomoshenko. Influencerka z Kijowa mówi o wojnie, o swojej rodzinie, znajomych. Jest bezpośrednia i otwarta. Opowieści o bombach latających nad dachem jej rodzinnego domu i czołgu stojącym w ogródku mrożą krew w żyłach, a ignorancja, z jaką się spotyka na co dzień, przepełnia złością. Mówi tak, że można by jej słuchać w nieskończoność, co potwierdza krąg, który później ją otacza i prosi o więcej. W międzyczasie za plecami słyszymy, że właśnie zmarła królowa i udajemy się na kolację. Po niej czeka nas jeszcze kameralny koncert Romario Punch, którego spotkałam wcześniej, kiedy komplementowałam jego uczesanie. Chłopak z gitarą niedawno dzielił scenę z Chrisem Martinem na stadionie narodowym, teraz na naszej obozowej, dużo mniejszej, śpiewa głównie covery. Śpiewa po angielsku, po ukraińsku, a nawet po polsku. Na zakończenie prezentuje swój świeży autorski utwór, po którym żegnamy go ciepłymi brawami. Żegnamy też siebie nawzajem i kładziemy się do łóżek.
Dzień trzeci – głosem Przema jeszcze raz
Trzeci dzień także składa się z serii spotkań. Najpierw Mateusz Piotrowski kreśli szczegółowy plan odejścia od paliw kopalnych w obliczu nadchodzącej zimy. Po nim zaś Louis Motaal w stand-upowym wręcz wystąpieniu mówi o brudnej grze wyborczej w Niemczech, w której udział brał również tamtejszy ruch klimatyczny. Sypie żartami jak z rękawa i wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Humor dopisuje nam zresztą także podczas późniejszych ćwiczeń. Spełniamy się artystycznie, rysując debatę wokół wybranego kryzysu jako teatr – drodzy państwo, oto kurs „Performatywność polityki w wielkim skrócie”! Wszystkie ujęcia wypadają blado na tle ilustracji, gdzie Szczyt G7 zamknięto w metaforze cyrku. Bardzo inkluzywnej zresztą, bo jest nawet miejsce dla Macrona jako małpki na trapezie z telefonem w łapce!
Wkrótce jednak rozbawienie niknie, gdy Wafa Mustafa zaczyna opowiadać o jej ojczystej Syrii. Nie da się od niej oderwać wzroku. Słuchamy wszyscy, a przywoływane obrazy robią się coraz brutalniejsze i brutalniejsze. Na sali cisza. „Mój kraj jest rozdarty, doświadczył reżimu”. Cisza. „Końca wojny nie widać, bo Syria zdaje się stanowić plac zabaw wszystkich innych państw”. Cisza. „Zabrali mojego ojca, nie powiedzą nam nawet, czy żyje”. Cisza. „Przez długi czas nie chciałam się czuć dobrze, bo nie zasługuję, by czuć się dobrze, gdy dzieją się tak straszne rzeczy”. To spotkanie jest trudne – potrzebne, ale trudne. Podczas wyjątkowo wydłużonej przerwy dochodzimy do siebie. Uspokajamy emocje rozmawiając w kole i staramy się wrócić do porządku dziennego, nie zapominając jednak słów, które padły. Niektórzy z nas dodatkowo stresują się wieczorem, kiedy to wygłoszą własny TEDx. Jedni przygotowują bardziej poważne tematy, drudzy mniej. Reszta obozowiczów jest jednak bardzo przychylną widownią i wszystkich obdarza szczerymi brawami. Kończymy dzień właśnie w rytmie takich oklasków.
Zakończenie – w dwugłosie
Podczas obozu miały miejsce również cykle warsztatów prowadzone przez trójkę z czwórki osób organizatorskich „Wschodu”. Każda osoba uczestnicząca wybierała jeden z nich: 1) ten Wiktorii Jędroszkowiak o tradycyjnych mediach i strategiach komunikacji, 2) ten Dominiki Lasoty o politycznych konfrontacjach i 3) ten Konrada Skotnickiego o social mediach. Jest to moment, w którym organizatorki/rzy stają się również prowadzącymi i bardzo dobrze radzą sobie z tym wyzwaniem.
Tak też mówią osoby uczestniczące w obozie, przy okazji chwaląc organizację i atmosferę panującą na „Wschodzie”. Jedna z Ukrainek znajduje spory komfort w obecności Dominiki Lasoty, w czym nie ma niczego dziwnego – z pewnością towarzyszy jej bezpieczna aura. Inna chwali decyzję o zaproszeniu Julii Tymoshenko, a spotkanie z nią uważa za bardzo dobrze informujące o sytuacji w Ukrainie. Dziewczyna z Bośni i Hercegowiny żałuje, że nie zabrała tutaj ze sobą swoich przyjaciół. Jednak najwięcej osób podziwia, ile różnych rozmówców i rozmówczyń udało się zebrać w jednym miejscu. Niektórzy obozowicze przyjeżdżają bez żadnych oczekiwań i pozytywnie się zaskakują, inni mają za to wygórowane oczekiwania i sceptyczne nastawienie, ale z czasem przekonują się coraz bardziej i już pytają o kolejną edycję. Pytamy o nią również my, ponieważ obóz „Wschód” zdecydowanie można nazwać sukcesem.
Dominika ZIELIŃSKA i Karolina Przemo SOBIK