Polska młodzież queerowa i jej problemy


Dr Robert Kowalczyk jest psychologiem oraz seksuologiem klinicznym. Ma kilkunastoletnie doświadczenie w pracy terapeutycznej, rozwija również karierę naukową i aktywnie działa w mediach. Dużą częś****ć jego pracy stanowi tematyka LGBTQ+, w której stale edukuje zarówno siebie, jak i innych. 

Oliwia Dziemianowska: Oprócz pracy terapeuty jest Pan również obecny w przestrzeni medialnej. Czy często porusza Pan tematykę LGBTQ+?

dr Robert Kowalczyk: Jak najbardziej. Oprócz tego, że jestem seksuologiem klinicznym, psychologiem i terapeutą również pracuję na uczelni. Moje badania naukowe prowadzę między innymi wokół tematu tożsamości seksualnych. Ostatnia książka, którą miałem przyjemność redagować, czyli„Chemsex. Ujęcie wielodyscyplinarne”, dotyczy w dużej mierze populacji MSM (mężczyzn mających seks z mężczyznami). Jeden z pierwszych artykułów, które napisałem przeszło 15 lat temu, dotyczył prowadzenia pacjentów z dysforią płciową. Tym tematem zajmuję się już od samego początku. Moja praca magisterska z psychologii na Uniwersytecie Jagiellońskim dotyczyła atrakcyjności wzajemnej w parach jednopłciowych. W pracy doktorskiej badałem m.in. poczucie płci w populacjach szczególnych. Dlatego tematyka LGBTQ+ jest zawsze ze mną w prasie, radiu czy telewizji; wszędzie, gdzie się wypowiadam. 

O.D.: Czyli nie jest to tylko temat zastępczy, który pojawia się jedynie w czasie miesiąca dumy**?** 

dr Kowalczyk: Dla mnie nie. Pracuję w środowisku, gdzie wiele osób zajmuje się tym tematem, więc z mojej perspektywy mógłbym nawet powiedzieć, że występuje jego duża widocznośći.

O.D.: A uważa Pan, że problemy młodych osób ze środowiska LGBTQ+ są w mediach przedstawiane wystarczająco często i dobrze? 

dr Kowalczyk: To zależy, w których mediach. Przykładowo w radiu TOK FM z Olą Krasowską prowadzimy cotygodniową SexAudycję, gdzie w oczywisty sposób nie pomijamy tematyki LGBTQ+. Z mojej obserwacji wynika, że stacja nie skupia się tylko na jednym, heteronormatywnym przekazie. Ale to tylko jeden przykład konkretnego medium, w którym świadomie decydujemy, że informacje dotyczące różnorodności w obszarze seksualności powinny być odpowiednio reprezentowane. Mam też doświadczenia z innymi mediami i wiem, że bywa różnie. Czasami, kiedy wypowiadam się i poruszam temat LGBTQ+, osoby ze mną rozmawiające nie rozumieją, po co właściwie to robię. 

O.D.: Zdarzyło się Panu rozmawiać z kimś, kto był zupełnym ignorantem? 

dr Kowalczyk: Owszem, nie raz. Nawet jeżeli popatrzymy na to tylko z perspektywy używanego języka. Od dawna omawiamy pojęcia niedyskryminacyjne, dla przykładu: nie powinno się mówić „homoseksualizm”, „transseksualizm”, tylko „homoseksualność”, „osoba homoseksualna”, „dysforia” etc. Myślę, że ignorancją jest powielanie tych pierwszych stwierdzeń, które zdarza się nawet w mediach głównego nurtu, po tylu latach podkreślania ich niepoprawności. Dla mnie oczywistym jest, że język ma ogromną moc! Nie zakładam z góry negatywnego podejścia rozmówców, tylko ten temat po prostu nie funkcjonuje jako znaczący. Edukacja antydyskryminacyjna pokazywana jest jako ciekawostka, wręcz egzotyka, a powinna być powszechnym edukacyjnym faktem. 

O.D.: Zbyt mało jest edukacji w tym temacie**?** 

dr Kowalczyk: Jej prawie nie ma. Niewiele jest także przestrzeni, gdzie można ją swobodnie prowadzić, bo przedstawia się ją często jako „wrogą ideologię”. Należy sobie zadać pytanie, czy podczas edukacji chociażby na psychologii, medycynie i pedagogice pojawiają się zajęcia z seksuologii w ogóle, a jeśli tak, to na ile jest tam reprezentowany obszar LGBTQ+. Z drugiej strony często z tego tematu tworzy się swoisty spektakl, bicz… w końcu „O, edukacja seksualna! A to będziecie mówić tylko o LGBT”, w domyśle – „promować homoseksualizm”. Często przebijają się właśnie emocje, a nie merytoryka. 

O.D.: Prze****jdźmy do gabinetowej części Pana pracy. Jakie problemy są poruszane najczęściej w trakcie terapii? 

dr Kowalczyk: Nie chcę się wypowiadać z perspektywy wszystkich gabinetów. W tym momencie, kiedy wybiera się terapeutę czy terapeutkę, raczej sprawdza się osobę, do której się idzie. To powoduje, że pacjenci przychodzą do mnie w oparciu o moją prezencję w mediach czy opiniach innych pacjentów.Ostatnio trafiają do mnie głównie osoby, u których narasta problem wokół obszarów takich jak narkotyki i seks. Od lat zajmuje się problematyką zdrowia psychicznego i seksualnego populacji LGBT+, zarówno psychoterapeutycznie, jak i naukowo. Współtworzyłem książki dotyczące tych tematów, tj. „ChemSex”, „Zdrowie LGB”, które ukazały się nakładem Państwowego Zakładu Wydawnictw Lekarskich. 

Wracając do źródeł – zdrowie psychiczne i seksualne budowane jest poprzez zasoby, a wpływ na nie mają wydarzenia życiowe. Problemy pojawiają się często już w okresie dojrzewania. Nieprzychylna postawa rodziców i rówieśników nie pozostaje bez znaczenia. Zjawiska takie jak stres mniejszościowy czy homofobia zinternalizowana są faktem, który odzwierciedla się w określonych postawach, napięciu. Te gromadzą się i na przykład owocują na pewnym etapie zachowaniami acting-outowymi, np. sięgnięciem po używki, które jest jednym ze sposobów radzenia sobie. 

O.D.: Na czym polega stres mniejszościowy?

dr Kowalczyk: Stres mniejszościowy to rodzaj napięcia, które jest odczuwane przez grupy mniejszościowe, takie jak osoby z niepełnosprawnościami, pochodzące z określonych grup etnicznych czy prezentujące nieheteronormatywne orientacje seksualne. Te wszystkie grupy doświadczają stres mniejszościowy. To napięcie generowane jest między innym przez ustawiczną samokontrolę, aby się w jakiś odpowiedni sposób zaprezentować, a tym samym uchronić przed negatywnymi skutkami na przykład homofobii. W heteromatrixie naturalne jest pytanie o posiadanie partnera lub partnerki i to oczywiste, że odpowiedź jest prosta, bo jedna. Natomiast co ma powiedzieć osoba nieheteronormatywna w pracy, w domu, czy wśród znajomych? To właśnie ta ciągłakontrola – czy widać po mnie? jak ja się zachowuję? jak zostanę odebrany przez grupę? Mam pacjenta geja, który wspominał, jak w młodości musiał się mocno dostosowywać. To znaczy „musiał” udawać – mówił, że ma dziewczyny, bo w jego środowisku istniał tak duży ostracyzm wobec osób homoseksualnych, że jako nastolatek nie widział innej możliwości. Prowadził podwójne życie, które kumulowało się w ustawiczne napięcie i obawę, żeby nie zostać zdemaskowanym. Łatwiej być może w większych miastach, chociaż nie chciałbym generalizować, ale prościej znaleźć tam wsparcie. Nie bez powodu, jeśli popatrzymy na obecność społeczności, to ona w Polsce jest skupiona głównie w dużych miastach. Większe miasto oznacza możliwość ukrycia, większe poczucie anonimowości, którą mogą dostać. 

O.D.: Jak to się łączy z chemsexem? 

dr Kowalczyk: Opowiem o tym w perspektywie badań, które prowadziłem nad zjawiskiem chemsexu. Zatem na poziomie liceum, studiów, pojawia się migracja – ucieczka od nieprzychylnego środowiska. Jeżeli spojrzymy na badania, miejscem pochodzenia użytkowników chemsexu są z reguły małe miejscowości lub wsie. Wyrwanie ze środowiska odrzucającego, ale zaznaczmy znanego, oswojonego, jest momentem krytycznym. Nagle osoba przyjeżdża do wielkiego miasta i nie zna nikogo. Najczęściej odpala aplikacje, szuka w Internecie, bez pewności, na kogo trafi. Na etapie radzenia sobie z tożsamością można trafić dobrze – na wspierające osoby lub do organizacji takich jak KPH czy Lambda – i dostać się wsparcie, ale… najczęściej to są raczej portale randkowe i rozwiązania mniej idealne.

O.D.: A jak wygląda radzenie sobie ze swoją tożsamością w okresie dojrzewania? 

dr Kowalczyk: Jeżeli przyjrzymy się podręcznikom do edukacji seksualnej, przynajmniej tym starszym, znajdziemy w nich znajdują się stwierdzenia pokroju: „w okresie dojrzewania pojawia się tak zwana faza homofilna” – z objaśnieniem: „naturalne jest to zainteresowanie osobami tej samej płci… ale to ci przejdzie, nie martw się tym”. Nierzadko nawet od specjalistów wiele osób, poszukując wsparcia, dostało właśnie taką informację – że nieheteronormatywność to faza przejściowa. Takie osoby słyszą, że to typowe w tym okresie; dzieje się, dopiero budują swoją tożsamości, nic nie jest pewne. No dobrze, ale jeśli „nie przejdzie”, zaczyna się kłopot, bo nagle część psychologów może nie wiedzieć, jak wesprzeć taką osobę w budowaniu pozytywnej tożsamości, wyeliminowaniu zinternalizowanej homofobii. Tego typu świadomość jest rzadko przekazywana w toku nauczania psychologii. To specyficzna wiedza, którą należy posiadać, zajmując się poradnictwem dla osób LGBT+. 

Okres tworzenia tożsamości jest sekwencyjny. Co ciekawe klarowniejsze to wszystko jest w przypadku gejów czy lesbijek, a jeśli chodzi o osoby biseksualne, problem jest większy. Na poziomie powszechnego przekazu między innymi słychać, że „o to świetne być osobą biseksualną, tyle możliwości”. Bliżej realności jest jednak bifobia, nawet w samym środowisku LGBTQ+. Paradoksalnie nielubiane są odcienie tożsamości. Biseksualność często traktowana jest po prostu niepoważnie, jako brak decyzji, etap przejściowy, a nawet wyparcie potrzeb. 

O.D.: Uważa Pan, że problemy młodych osób z grupy LGBTQ+ są często traktowane niepoważnie? 

dr Kowalczyk: Dysforie są coraz częściej traktowane w sposób należyty. Oczywiście mówię z perspektywy swojego gabinetu. Do Instytutu SPLOT przychodzą zatroskani rodzice i proszą o poradę. Oczywiście to szczególna grupa. Nie mogę powiedzieć, że przychodzi do mnie cały przekrój rodziców, raczej nie pojawiają się Ci, którzy odrzucają potrzeby dziecka z definicji. Nawet Ci najbardziej akceptujący mają w sobie – jak zresztą każdy – w różnym stopniu nasiloną transfobię. Ogromnie dużo pracy jest także z pacjentami w kontekście wszelkich jawnych bądź zinternalizowanych transfobii czy homo/bifobii. W pracy nie tylko z młodymi dorosłymi często słyszę: „ja to nie jestem przegiętym gejem i nie szukam takich” albo „ja to jestem męski”, „nie lubię ciot”. Przecież to jest fragment homofobii zinternalizowanej. Ten wątek bardzo szeroko reprezentują także rodzice. Ci długo noszą w sobie nadzieję, że może ich dziecko się zmieni i opakowują to w chęć dla swojego dziecka jak najlepiej. Matki są bardziej wspierające, często (jak wynika z badań prowadzonych chociażby przez KPH) bardziej niż ojcowie, chociaż nie jest to reguła, bo czasem bywa odwrotnie. 

O.D.: Czy osoby LGBTQ+ mają większy problem z otworzeniem się i mówieniem o swojej cielesności?

dr Kowalczyk: Zdecydowanie większy. Widać to również w badaniach. Zauważalny jest problem z akceptacją ciała – większy niż w populacji ogólnej. Dla przykładu wielu gejów negatywnie postrzega własne ciało, wskazując bardzo ściśle określone, bardzo wąskie normy atrakcyjności. I noszą głęboko przekonanie: nie masz „odpowiedniego” ciała – nie ma cię na rynku matrymonialnym/seksualnym. Ciało jest towarem. 

O.D.: Jakie są sposoby radzenia sobie z tym? 

dr Kowalczyk: Tu wrócę do negatywnego przykładu – chemsexu. Kompleksy wokół własnego ciała po narkotykach „znikają”, bo kiedy zostanie wzięta substancja, która „odcina”, dla przykładu GHB/GBL (krople), to te myśli cichną. Potem pacjent mówi mi, że nie wie w sumie co się z nim, z jego ciałem działo po zażyciu. Dużo w tym nadużyć. 

O.D.: Jakie są konsekwencje stosowania narkotyków w seksie?

dr Kowalczyk: Długofalowo – degradacja organizmu i relacji. Początkowo w narracji użytkowników dominuje wątek substancji psychoaktywnych jako elementu lifestyle’u, kultury klubowej. Ale później im dłużej osoba zażywa narkotyków, tym częściej widzi ich negatywne skutki, również na poziomie zdrowia psychicznego. Generalnie w populacji osób LGBT+ występuje podwyższone ryzyko zaburzeń depresyjnych i lękowych, zaburzeń obrazu własnego ciała oraz– wśród młodych szczególnie – prób samobójczych. W Polsce mniej się o tym mówi niż na Zachodzie, bo to nadal wstydliwy temat. Bardzo trudno jest się przyznać również rodzicom, że ich dziecko jest nieheteronormatywne. Słyszałem o historii rodzica, który po samobójstwie dziecka, dla którego jedną ze wskazanych w liście pożegnalnym przyczyn był brak akceptacji siebie jako geja, stwierdził, że temat trzeba zamknąć, bo nie mówi się źle o zmarłych. Ten wstyd powoduje, że zbyt rzadko się rozmawiamy o problemie. Narkotyki na początku odcinają (regulują emocje), ale w dłuższej perspektywie degradują. Na końcu jest po prostu uzależnienie.
Jednak trzeba podkreślić, że to nie jest tak, że populacja LGBTQ+ częściej bierze narkotyki, bo jest z samej swojej istoty bardziej zdegenerowana. To często powtarzany przez określone środowiska mit. Powodem uzależnień jest funkcjonowanie w bardzo homofobicznym społeczeństwie. To próba poradzenia sobie, bo często innej możliwości często nie ma. 

O.D.: Uważa Pan, że zmiany w społeczeństwie i szersza edukacja mogą wpłynąć na zmniejszenie tych problemów? 

dr Kowalczyk: Jak najbardziej. Już jest zmiana, choć nie rewolucyjna, a raczej ewolucyjna. Przede wszystkim zmienia się narracja:. chociażby tak, że teraz na ten temat normalnie rozmawiamy. Jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu to były tematy sensacyjne, a teraz to jest po prostu temat. Podam przykład: kiedyś w prasie, nawet jeśli problem był potraktowany z wielką empatią, to od razu pojawiało się gdzieś obok zdjęcie z parady równości w Berlinie, jako jedyna adekwatna ilustracja prawie każdego artykułu o nieheteroseksualności. Brakowało niuansowania,  funkcjonował zaś wizualny stereotyp. Uważam osobiście, że ogromny wpływ na zmianę w sferze obrazowych przedstawień miała jedna z pierwszych kampanii billboardowych w Polsce – „Niech nas zobaczą”. Nagle okazało się, że zwyczajne chłopaki na tle osiedla to też mogą być geje. 

Oliwia DZIEMIANOWSKA