„Nasza moc jest w różnorodności” – rozmowa z Łukaszem Mikołajewskim i Michałem Sobczakiem
Zbliża się czerwiec, czyli miesiąc dumy osób nieheteroseksualnych. W związku z tym w całej Polsce możemy uczestniczyć w różnych wydarzeniach. Jednym z nich jest Bal organizowany przez stowarzyszenie Stonewall. O imprezie, pamiętnikach osób LGBTQIA+ oraz sytuacji tej społeczności w Polsce rozmawiam z Łukaszem Mikołajewskim i Michałem Sobczakiem. socjologami z Pracowni Badań nad Historią i Tożsamościami LGBT+ działającej na Uniwersytecie Warszawskim.
Braliście udział w projekcie „Pamiętniki Osób LGBTQIA+”. Czy moglibyście o nim opowiedzieć?
Ł.M.: Jesteśmy częścią Pracowni Badań nad Historią i Tożsamościami LGBT+, która działa w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego od 2019 roku. Nasz pomysł na to, żeby utworzyć archiwum, ale też więcej dowiedzieć się o życiu osób nieheteronormatywnych i niecisnormatywnych w Polsce był taki, żeby zapytać te osoby o to, jak wygląda ich życie. Razem z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie, która współpracowała z nami przy tym projekcie, odwołaliśmy i odwołałyśmy się do takiej bardzo klasycznej i tradycyjnej formuły konkursu pamiętnikarskiego, rozwijanego w okresie międzywojennym przez polskich i polsko-żydowskich badaczy.
M.S.: Formuła konkursu na pamiętniki inspirowana była przez tradycje badawcze kształtowane w Polsce od kilkudziesięciu lat. Były to badania Instytutu Gospodarstwa Społecznego w latach trzydziestych, wcześniej zbierane świadectwa polskiej młodzieży pochodzenia żydowskiego w okresie międzywojennym przez Żydowski Instytut Naukowy oraz badania, które współcześnie prowadzone są w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych. Jeśli chodzi o samą metodę, to pozwoliła ona osobom, które wzięły udział w tym konkursie, na bardzo swobodne wyrażenie swoich doświadczeń - bez ukierunkowanych pytań, które mogłyby wpływać na to, jak opowiadają swoje historie. Jest to forma bardzo swobodna, pozwalająca na autentyczną ekspresję i opis doświadczeń osób autorskich. Widać to choćby w języku, który jest bardzo różnorodny i żywy w całej publikacji.
Ł.M.: Warto jeszcze dodać, że konkurs został ogłoszony 1 czerwca 2020 roku, więc choć nie było to naszą intencją, okres nadsyłania wspomnień przypadł na czas kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, aresztowania Margot i strajku kobiet. Te wydarzenia często stawiały w jaskrawym świetle całą wcześniejszą historię piszących i ukazywały im to, w jaki sposób warunki polityczne w Polsce wpływają na ich życie.
M.S.: Mam wrażenie, że w obliczu pewnych istotnych dla całej społeczności wydarzeń potrafimy połączyć pewne rzeczy w jakąś całość. W momentach granicznych szczególnie jaskrawo widać opresyjną ideologię, w której żyjemy na co dzień.
Ł.M.: Oprócz archiwum ze wszystkimi nadesłanymi pamiętnikami dostępnym w Gabinecie Rękopisów w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, rezultatem konkursu pamiętnikarskiego są dwie książki: mała antologia pamiętników osób LGBTQIA+ opublikowana przez Fundację im. Heinricha Bölla w Warszawie, która razem z nami ogłosiła ten konkurs i która jest dostępna jako pdf za darmo oraz duża antologia zatytułowana „Cała siła jaką czerpię na życie. Świadectwa, relacje pamiętniki osób LGBTQ+” wydana w marcu przez wydawnictwo Karakter. Są jeszcze dostępne podcasty Tok FM, gdzie aktorzy i aktorki przeczytali siedemnaście z pamiętników, również dostępne za darmo.
Jaki obraz sytuacji osób LGBTQIA+ wyłania się z tych historii? Czy widać w nich jakieś pozytywy?
M.S.: Obraz Polski, który wyłania się z pamiętników to dominacja opresji, która dotyka osoby nieheteronormatywne poprzez właściwie wszystkie instytucje państwowe. Jest ona po prostu systemowa. Dotyczy m. in. przestrzeni edukacyjnej, zdrowotnej czy wyznaniowej, jest wszechogarniająca. Spotyka osoby LGBT+ już w najmłodszych latach i towarzyszy im przeze całe życie. To nie tylko spojrzenia, słowa i przemoc, ale wtłoczony przez system sposób myślenia o sobie, który nie pozwala się często nie tyle rozwijać, co nawet myśleć o sobie w pogodnych barwach. Z drugiej strony, sytuacja ta wpływa na wytwarzanie przez te osoby nowatorskich sposobów radzenia sobie z niesprzyjającą rzeczywistością. Pamiętniki są świadectwem innowacyjności osób LGBT+, ich pionierskości – często przez bardzo długi czas myślą o sobie, że są zupełnie same, że nie ma na świecie nikogo takiego jak one, a jednak dają radę. Zmieniają rzeczywistość dookoła siebie, swoich znajomych, rodziny i społeczności, w których żyją. To świadectwa odwagi i niezłomności, ale także umiejętności radzenia sobie z różnymi porażkami.
Czyli te publikacje mogą być jakąś wskazówką dla młodych osób?
Ł.M.: Dostajemy dużo komentarzy od osób, które czytają obie książki i mówią: „żałuję, że nie było takiej książki wtedy, kiedy dorastałem/dorastałam”. Widać, że każde życie to inna historia. Łączy je doświadczenie samotności i poczucie, że w okresie nastoletniości brakuje nam, queerowym osobom, wyrastającym w Polsce, języka, żeby opisać siebie. Można mówić wręcz o społecznie skonstruowanej ciszy, zmowie milczenia prowadzącej do niewiedzy na temat istnienia nieheteronormatywności i niecisnormatywności. To było bardziej dojmujące w przypadku starszych pokoleń. Do nas napisało głównie to najmłodsze, które – i tutaj jest dobra wiadomość – nie daje się podporządkować takiemu tabu. Chce mówić o swoim istnieniu, chce siebie nawzajem odnajdywać, chce sobie pomagać. Bardzo często te pamiętniki są pisane jako forma wstawienia się za osobami, które są jeszcze młodsze. To jest chyba najpozytywniejsza rzecz w tych tekstach: że młode osoby mają często świadomość, że to jest wspólna sprawa, żeby ludzie rodzący się dzisiaj w Polsce już nie byli skazani na zmowę milczenia i takie mozolne rozszyfrowywanie tego, że jestem jakimś kawałkiem puzzla, który nie pasuje do układanki. To była duża radość zobaczyć, że pomimo tych trudnych historii coś się wreszcie zmieniło i już nie ma szans, żeby skasować tę wiedzę.
Rozumiem, że zmieniła się też świadomość przez większy dostęp do źródeł wiedzy?
Ł.M.: Na pewno tutaj internet bardzo dużo zrobił. To widać, na przykład, w historiach osób transpłciowych, w tym jak ważna jest dla nich możliwość odnalezienia informacji na swój temat. Poza tym działalność organizacji, które nieraz pomagają w pierwszych krokach, rozeznawaniu się w sytuacji i tym, co jest możliwe.
M.S.: Są dwie strony internetu, to też jest przestrzeń, poprzez którą osoby doświadczają nieprzychylnych treści czy spotykają się z informacjami, które są błędne. Trzeba uważać. Różne osoby potrafią wykorzystywać sytuacje osób środowisk wykluczonych, czasem to osoby z naszego środowiska. Żadna społeczność nie składa się z wyłącznie dobrych osób, niestety.
Czy moglibyście powiedzieć, skąd taki ostracyzm społeczny bierze się na świecie i w Polsce?
Ł.M.: Pytasz o źródła dyskryminacji. Są różne typy dyskryminacji. W przypadku osób niehetero i niecisnormatywnych ona wynika po części z patriarchatu i przekonania, że jest jeden model, który powinien mieć przewagę w życiu społecznym, że wszyscy muszą się dostosowywać do niego – heteronormy i cisnormy. Jesteśmy teraz w takim momencie rozwoju demokracji, kiedy tego jednego modelu nie da się już łatwo narzucić i gdzie istotne pytanie brzmi, czy będziemy siebie nawzajem słuchać, uczyć się o tym, co wyłania z tego, co mówimy o sobie. Wiedza o istnieniu osób LGBTQIA+ to jest wiedza o różnorodności, która wymaga zmiany różnych przyzwyczajeń, stopniowej pracy i słuchania. Słuchanie czasami ludzi przeraża.
M.S.: Jeśli chodzi o Polskę to haniebną rolę odgrywa tu system wierzeń związany z Kościołem. Jesteśmy nieustannie zanurzeni w chrześcijańskim społeczeństwie, siłą wiązani z tą tożsamością, która jest oparta na wstydzie. Do tego dochodzi to nieustanne poczucie winy i strach, oczekiwanie na „zaświaty”. Będąc uwikłanym w to rozumienie świata od najmłodszych lat ludzie często nie poznają innych systemów wierzeń i trudno jest im sobie wyobrazić, że można żyć inaczej. To wielkie ograniczenie, a jednocześnie paradoks, że życie chcą układać nam ludzie, którzy są od niego oderwani.
Czym różni się pod tym względem Polska i Hiszpania? Oba kraje mają przecież mocne katolickie korzenie.
Ł.M.: Hiszpania miała długi okres autorytarnego rządu katolickiego i obecna sytuacja polityczna jest w pewnym sensie reakcją i odkręceniem tych zmian. Autorytaryzm tego katolicyzmu kompromitował te wartości. To nie znaczy, że w Hiszpanii nie dochodzi do homofobicznej czy transfobicznej przemocy, bo przecież kilka miesięcy temu został zamordowany na ulicy gej, Samuel Luiz.
M.S.: Jeśli chodzi o porównanie z krajami południa, to warto wziąć pod uwagę, jak wyglądają tamte społeczeństwa. Wydaje mi się, że są dużo bardziej różnorodne, choćby poprzez bliskość z kontynentem afrykańskim, przez co ludzie w nich żyjący być może są bardziej przyzwyczajeni do różnorodności. Wraz z migracją ludzi migrują ich wierzenia, wartości, poglądy.
Ł.M.: Michał ma na pewno rację. Polska jest też społeczeństwem po zagładzie Żydów, gdzie pewnego rodzaju homogeniczność i monoetniczność została wygenerowana po drugiej wojnie światowej, także poprzez masowe przesiedlenia. Także stąd bierze się niechęć do różnorodności. Bardzo niewiele trzeba, żeby stać się obiektem komentarzy. Mam nadzieję, że w młodszym pokoleniu się to już zmienia.
Jak na sytuację osób LGBTQIA+ wpływa szkoła?
M.S.: Instytucja szkoły, przede wszystkim w tych pierwszych latach, jest to instytucja, która bardzo ogranicza. Nie pozwala na przyswojenie wiedzy na temat własnego ciała czy własnych pragnień. Nie pozwala wybierać dowolnie swoich zainteresowań i spełniać swoich potrzeb. Oprócz tego jest przestrzenią ogromnej dyskryminacji, ale ta sytuacja wydaje się zmieniać nie tylko na przestrzeni czasu, ale także na kolejnych szczeblach edukacji. Widać ogromną różnicę, gdy osoby piszące są w szkole średniej, która jest o wiele szerszą przestrzenią różnorodności. Bardzo często to wtedy pierwszy raz otrzymują wsparcie albo spotykają osoby im podobne. W pamiętnikach pojawiają się postacie nauczycieli, wykładowców, ministrów, którzy zasłynęli niechlubnymi opiniami na temat środowiska LGBT+. Te osoby są wskazywane, bo są winne. Choć może wydawać się, że ich komentarz w szkole lub w mediach nie jest niczym wielkim, nie czyni wielkiej szkody, to dla niektórych osób, te kilka słów, to jest kilka słów za dużo i niestety targną się na swoje życie.
Ł.M.: Tutaj trzeba dodać, że źródłem wiedzy o seksualności w dużo większym stopniu jest internet niż sama instytucja oświaty. Często te instytucje wręcz promują treści szkodliwe dla osób nieheternormatywnych i niecisnormatywnych. Przede wszystkim przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie”, który jest zaprzeczeniem rzetelnej edukacji seksualnej. Widać w pamiętnikach często pojawiające się wyrażenie ulgi, jaką osoby nieheteronormatywne i niecisnormatywne odczuwają po początku studiowania na uniwersytecie. Chociaż w liceach też ludzie często opisują wzajemne wsparcie: pojawiły się opowieści osób prowadzących bloga dla innych osób w podobnej sytuacji. Uczniowie sprawdzają się bardziej niż nauczyciele i nauczycielki.
Jak wygląda przygotowanie nauczycieli? Czy nowa kadra nauczycielska inaczej podchodzi do osób LGBTQIA+?
Ł.M.: Nie widać różnicy pomiędzy starszymi a młodszymi nauczycielami. Widać, że ważny jest po prostu wybór pomiędzy tym, czy chcesz wspierać młode osoby, czy im dopiec. Mamy historię nauczycielki, która wymusza na transpłciowym chłopcu, żeby podpisał się jako „autorka”, a nie „autor”. Widać, że jak się chce, to można i feminatywami komuś trochę dokuczyć. Mamy nauczycielkę, która mówi, że sama nie ma nic przeciwko temu, żeby dziewczyna przyszła na studniówkę ze swoją dziewczyną, ale musi najpierw zapytać innych nauczycieli. W ten sposób studzi zapał, zamiast wesprzeć. Jest też nauczyciel, który zdziera nalepkę „zakaz pedałowania” przy innych uczniach i tym samym bardzo pomaga chłopakowi, który potem napisze swój pamiętnik. Niezależnie od tych przykładów, trzeba jednak spojrzeć na systemową wiedzę dostępną w szkole i to, że w polskich szkołach do dzisiaj nie ma rzetelnej wiedzy o prawach człowieka. Podręcznik do wiedzy o prawach człowieka „Kompas” wydany w 2006 roku został odrzucony przez ministra edukacji Romana Giertycha właśnie dlatego, że zawierał rubrykę z sugerowanymi gośćmi i były w nim podane namiary do organizacji LGBT, które można zaprosić na lekcje antydyskryminacyjne. Jakieś zmiany przyniosło podpisanie przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego deklaracji wsparcia dla osób LGBT+, ale wiemy też, jak wielki backlash to wywołało w wielu miejscach w Polsce – obecność organizacji pozarządowych zajmujących się edukacją seksualną stała się tematem zapalnym i jednym z najważniejszych obecnie sporów politycznych.
M.S.: Trudno generalizować, czy nauczyciele w tym lub tamtym wieku są tacy, albo inni. Nie możemy być też niesprawiedliwi, wszystkich oceniając w jakiś sposób, bo pomimo ogromnej ilości tych niestosownych rzeczy, które mają miejsce, to są osoby w każdym wieku, które mają po prostu siłę, empatię i mądrość, które pozwalają dostrzec w każdym człowieku kogoś dobrego. Ci ludzie ocalają życia, często narażając się przełożonym, ponosząc osobiste konsekwencje.
Ł.M.: Oczywiście też są osoby nieheteronormatywne, które pracują w szkołach i takie pamiętniki też mamy. Ale tutaj wiele zależy, czy mowa jest o dużych miastach, czy mniejszych.
Myślę, że media też są taką siłą, która kształtuje to, jak ludzie postrzegają rzeczywistość. Jak widzicie to, co robią te media progresywne – GW, Krytyka Polityczna, TVN, Onet? Czy one robią wystarczająco dużo?
M.S.: I znów, trudno byłoby wrzucić do jednego worka wszystkie te media. Trzeba też zauważyć, że takie platformy jak Netflix czy TikTok to przestrzenie, w których także edukuje się młodzież. Ma ona poprzez nie dostęp do świata, który jest różnorodny. Natomiast czy te tradycyjne media mogą zrobić więcej? Zawsze można zrobić więcej, ale większość z nich jest raczej liberalna niż progresywna i dopiero, gdy dochodzi do jakiejś ewidentnie przemocowej sytuacji, to przypominają sobie o mniejszościach.
Ł.M.: Wydaje mi się, że media społecznościowe są ważniejsze od tych mediów tradycyjnych o tyle, że te duże komercyjne media próbują dostosować swój język do pewnego wyobrażenia o normalności. Przez to w pewien sposób próbowały wytłumić głosy przez siebie definiowane jako radykalne. Dzięki temu, że społeczność LGBTQ+ w Polsce organizuje się obok mediów, te nowe języki wybrzmiewają i dopiero te media reagują na śmiałość nas, ludzi queerowych. Media podążają za nami, nie są nośnikiem zmiany. Netflix natomiast ma przemyślaną kwestię reprezentacji, a to jest istotne, żeby „wkluczać” w różnych miejscach głosy różnorodne, na pewno jest to bardzo pomocne.
Czyli mówicie, że te główne media, nazwijmy je starymi, jak telewizja, gazety nie są siłą zmian?
Ł.M.: Weźmy na przykład przypadek Margot. To, że chce, żeby mówić do niej w formie żeńskiej, stało się sensacją dziennikarską, zwłaszcza w połączeniu z bardzo represyjnym działaniem państwa polskiego. I przy okazji okazało się niesłychanie skuteczną akcja edukacyjną w Polsce, dlatego, że nagle bardzo wiele osób zaczęło zdawać sobie sprawę, że można nazwać ich poczucie tożsamości słowem „niebinarność”. I nagle terapeuci, terapeutki w Polsce mówią o tym, że bardzo wiele osób uświadomiło sobie, że to słowo im pomaga w procesie jakiegoś definiowania siebie, a wcześniej im go brakowało. Więc wydaje mi się, że podziękowania należą się raczej Margot niż Onetowi czy TVNowi.
M.S.: Tak jak mówił Łukasz, bardzo często obraz naszej społeczności, który jest widoczny w głównych mediach, jest taki jak oczekiwania większości do nas. Jeśli są tam przedstawiane związki osób niehetero, to często mają być takie jak związki hetero. Najlepiej, żeby były stałe, z jednym partnerem. Mają być kopią związków hetero, a wydaje mi się, że społeczność osób LGBT+ niekoniecznie się mieści w tych ramach. Znamienne, że patrząc statystycznie, za patologiczną rodzinę należałoby uznać taką, w której żadnych patologicznych zachowań nie ma. Wydaje mi się, że w ogóle codzienność wszystkich ludzi nie mieści się w tych ramach, w które wciska nas dominujący sposób jej przeżywania. Stąd raczej mam wrażenie, że główne media są w tyle, zdecydowanie za postępem, który się dokonuje w obrębie kultury. Jednak prawnie – w ostatnich trzydziestu latach straciliśmy. Straciły osoby transpłciowe, straciły osoby, które mogły korzystać z in vitro. Dziś mamy mniej praw niż trzydzieści lat temu.
Myślicie, że to jest kwestia strachu przed spadkiem oglądalności czy jest to po prostu zła wola?
Ł.M.: Często media mainstreamowe kierują się takim poczuciem, że trzeba dawać ludziom to, czego oni chcą słuchać niż przekonaniem, że różnorodność zmienia postawę ludzi. Dopuszczenie nowych głosów zmienia tę sytuację. To, co jest w nadesłanych do Pracowni pamiętnikach ożywcze to to, że nagle ludzie mówią bardzo różnymi językami, bardzo różnorodną polszczyzną. Ta polszczyzna nie jest dostosowana do standardów poprawności. Co osoba, to trochę inaczej - mówimy tu także o ortografii, o interpunkcji. I to nie jest coś, co niszczy język, tylko go ożywia, wprowadza za każdym razem inny ton. Podobnie jest z biografiami – one też są różnorodne. Czasami media mainstreamowe są przekonane, że my chcemy słuchać tylko tej piosenki, którą już znamy, a przecież wiemy, że tak nie jest.
Od czego powinniśmy zacząć zmianę? My jako Polacy i my, jako osoby wspierające. Co możemy zrobić lepiej**?**
M.S.: Moim zdaniem należy zacząć od refleksji. Spotkać się ze sobą, zastanowić, zatrzymać się. Spróbować zrozumieć, że świat nie jest jednorodny, że jesteśmy różni. Warto zacząć od mikrospołeczności. Warto reagować, kiedy słyszy się, widzi rzeczy, które nie są na miejscu. Nie tylko w przypadku osób LGBT+, ale wobec jakiejkolwiek różnorodności.
Ł.M.: Wydaje mi się, że nasza moc jest w różnorodności. Jest bardzo dużo różnych strategii tego, co możemy robić. Ważne jest, żebyśmy się wspierały i wspierali i też dopuszczali, że mamy różne metody działania. Wydaje mi się też, że jest duża wartość w samoorganizowaniu się. W takim przekonaniu, że nie musimy tłumaczyć reszcie społeczeństwa, jacy i jakie jesteśmy, tylko po prostu wspierać się nawzajem. To świetnie tłumaczyły Łania i Margot, kiedy opowiadały o sensie działalności Stop Bzdurom, że chodziło im bardziej o wspieranie i poprawienie humoru młodym osobom queerowym w Polsce niż dążenie do „grzecznego” przekonania najważniejszych polityków, żeby byli skłonni wreszcie zmienić istniejącą w Polsce legislację i prawną dyskryminację.
Czyli nie prośba o akceptację, tylko twarde stanowisko? To są nasze prawa, jesteśmy tu i nie będziemy się tłumaczyć. Czy może jednak widzicie taką potrzebę, żeby tłumaczyć, na przykład starszym osobom, jak wygląda sytuacja?
Ł.M.: Wydaje mi się, że jedną z takich strategii w przeszłości było samoograniczanie się i zgoda na autocenzurę, żeby być bardziej akceptowalnymi. Bardzo się cieszę, że w tym młodszym pokoleniu mocniejszym nurtem staje się przekonanie, że nie warto dostosowywać się do „normy”. Jak pisze autor jednego z pamiętników, Mateusz Glen: „Życzę wszystkim, by mieli odwagę być sobą, mieli dystans do siebie i nie dali sobie wejść na głowę. By walczyli o swoje prawa. Wszystkie historie i wydarzenia wyżej wymienione przeżyłem w wieku dziecięcym, młodzieżowym, dojrzewania. Jestem dumny z tego, że wszystko przetrwałem i nie poddałem się. I Ty też, czytelniku, nie możesz się poddać! Jesteś pięknym człowiekiem, jedynym w swoim rodzaju! Nie pozwól, by inni mówili Ci jak masz żyć, jak masz kochać. Życie masz tylko jedno i od Ciebie zależy, jak chcesz je przeżyć. Jako ktoś czy jako Ty, stuprocentowy Ty? Jestem dumny z bycia gejem. Jestem dumny z bycia sobą. I tego zawsze życzę moim bliskim, by byli sobą. Born This Way.”
M.S.: Skądinąd trzeba by chociaż próbować skończyć z hipokryzją. Jest niestety tak, że o ile niektórzy są w stanie akceptować bliską im osobę niehetero, to mają duży problem w przełożeniu tego na całość największej w Polsce mniejszości. Wydawałoby się, że to jest droga, żeby rozumieć innych ludzi – traktujmy innych podobnie jak traktujemy swoich bliskich. Osobiście jestem za, jak to nazwałeś, twardym stanowiskiem. Mogąc mówić za siebie – nigdy nie czułem potrzeby „tłumaczenia” się mojej rodzinie z mojej seksualności, czy „przyznawania się”. Widzę też, że piękne jest to, że poznają lepiej świat dzięki temu, kim jestem. Osoby, które mają z tym problem, to nie jest moja rodzina. I nie powiedziałbym, że „miałem szczęście”, jestem zdania, że to oni mieli szczęście. Choć brzmi to nieco egotycznie, to wierzę, że różnorodność jest wartością i współczuję, jeśli ktoś tego nie rozumie. Nie rozumie świata i siebie, a nie mnie.
Jak postrzegacie inicjatywę, jaką jest BAL Stonewalla? Jak ją oceniacie?
Ł.M.: Fajnie, że jest takie działanie, szukanie różnych dróg, to się odbywa teraz i w internecie, i w realu. Super. Ciekaw jestem, co wyjdzie z takiego spotkania!
M.S.: Każda przestrzeń, która pozwala być razem i uzyskać wsparcie wydaje mi się czymś szalenie istotnym. Bal internetowy brzmi o tyle ciekawie, że chyba jeszcze nie było takiego wydarzenia. Bardzo innowacyjny sposób wsparcia osób LGBT+, czyli bycie razem w przestrzeni online jest też istotne ze względu na to, że w dobie internetu, to tam często zaczynają się podróże dotyczące własnej tożsamości.
Na zakończenie, może chcecie coś powiedzieć osobom LGBTQIA+?
Ł.M.: Ja bym powiedział, żeby myśleć o sprawach queerowych ludzi także w kontekście innych spraw politycznych. Prawa uchodźców, prawa kobiet, walka z wyzyskiem ekonomicznym - ostatecznie one wszystkie dotyczą tego, jaką demokracją będziemy i tego, czy będziemy myśleć o prawach ludzi i ich szczęściu.
M.S.: Nie byłbym autentyczny, gdybym zachęcił po prostu do aktywizmu, bowiem sam nie czuję się aktywistą. Chciałbym powiedzieć, że bardzo ważna jest troska o siebie oraz o bliskich. Nie wszyscy musimy iść na barykady, czasem taka aktywność jak pisanie pamiętnika okazuje się zmieniać naszą rzeczywistość, nawet gdy nie jest publikowany. Warto się oczywiście angażować, ale też mierzyć siły na zamiary. W swojej codzienności nie dawać się oczekiwaniom innych wobec tego, jak ma wyglądać nasze życie. Warto czasem wybrać osobistą przyjemność, a oczekiwania innych mogą poczekać. Rozkosz bywa wyzwalająca i nie warto sobie jej odmawiać, o ile nikogo nie krzywdzi. Nasze życie nie musi wyglądać jak z filmu, z internetu czy z reklamy. Życie autentyczne jest gdzie indziej, niekoniecznie musi być piękne tak, jak piękno postrzega społeczeństwo większościowe. W tym przekazie wydaję się sobie być fair.
Szymon RADOMSKI