Nie jesteśmy pluszaczkami


VIP Team to duet internetowych twórców – Moniki Dubiel i Mikołaja Jabłońskiego, którzy w sieci na co dzień opowiadają o niepełnosprawności wzroku z przymrużeniem oka.

Alicja Ciesielska: Co było waszym impulsem do działania w Internecie?

Monika: Dla mnie Mikołaj. Ja w ogóle nie miałam pomysłu na działalność w Internecie (śmiech).

Mikołaj: Trochę to wyszło przypadkiem. Prowadziłem kanał pod nazwą Słabowidzący i akurat wchodziłem w robienie luźniejszych materiałów. Jeden z nich był o tekstach, które wkurzają niewidomych. Pewnego razu spotkaliśmy się z Moniką na winku i wtedy stwierdziłem: dobra spróbujmy zrobić coś takiego, że ja zadam Monice pytania, ona odpowie i to nagram. Wrzuciliśmy materiał do Internetu i zaczęło „żreć”. To było pod koniec maja, a dwa miesiące później oficjalnie rozpoczęliśmy już działalność jako VIP Team.

A.C: Z jakimi trudnościami musieliście mierzyć się na początku?

Monika: W naszym przypadku myślę, że takich trudności było kilka i one nadal tak naprawdę występują. Przede wszystkim ograniczenia techniczne – nie mieliśmy sprzętu. Teraz mamy go trochę więcej, ale nadal brakuje. Nie mamy też wystarczającej ilości ludzi – jesteśmy dwuosobowym zespołem, który robi wszystko samodzielnie, od wymyślania po post produkcję. Na początku mieliśmy też problem z nieregularnością, wypracowaniem sobie rutyny nagrań.

Mikołaj: Przede wszystkim trudno jest być dobrym we wszystkim. Ja też nie czuję się dobry w prowadzeniu Instagrama czy tworzeniu okładek do filmików, a często są to o wiele ważniejsze aspekty niż produkowana treść. Staram się w tym obszarze rozwijać, jednak nie mam teraz na to ani czasu, ani chęci. Jako zespół cały czas się uczymy, pomysłów mamy mnóstwo, ambicji też całkiem sporo, ale realia życia weryfikują nasze możliwości wcielania ich w życie.

A.C: Wspomnieliście wcześniej, że początkowo odbiór był pozytywny. Czy nadal tak jest, czy zdarzają się nieprzyjemne sytuacje?

Mikołaj: Zdecydowanie. Po dwóch latach to się trochę pozmieniało – z kilku powodów. W pierwszych miesiącach śmialiśmy się, że u nas na kanale „wieje nudą”, bo wszyscy są zachwyceni tematem. To głównie dlatego, że najczęściej pokazywaliśmy Monikę, a wszyscy uwielbiali jej wygląd, umiejętności i wdzięk. Później zaczęło się to zmieniać, w momencie, w którym zaczęliśmy pokazywać nasze przekonania związane z sytuacją polityczną. Pierwszy moment, kiedy nastąpił zgrzyt, to podczas Strajku Kobiet. Monika nosiła wtedy maseczkę z błyskawicą.

Monika: Dużo osób pisało, że jak możesz popierać zabijanie niepełnosprawnych dzieci, skoro sama jesteś niepełnosprawna.

Mikołaj: Rozmawialiśmy nawet z Moniką na temat pokazywania tej maseczki, ale ona powiedziała, że naturalnie z czasem tak jest, że pewne drzwi się zamykają, a inne otwierają. Z perspektywy czasu w pełni się z tym zgadzam. Lepiej, jeżeli ktoś zobaczy nasze materiały i uzna, że nas nie chce oglądać. Dzięki temu pokazujemy, że osoby z niepełnosprawnościami są różne i mają różne poglądy. Przestajemy być postrzegani jako pluszaczki, a ludzie, z którymi możesz podyskutować. Parę miesięcy później Monika też się zgodziła, żebyśmy wyszli z tematem mojej orientacji seksualnej i coming-outem. Naturalnie to też było pewnego rodzaju selekcją.

Monika: Warto też dodać, że coming-out Mikołaja był nam odradzany przez osoby z agencji influencerskich, z którymi współpracowaliśmy. Mówili, że nie, bo można kogoś zniechęcić albo reklamodawcy nie będą chcieli się angażować.

Mikołaj: Ale potem zaczęły się pojawiać propozycje współprac związanych ze społecznością LGBTQ+. 

A.C: Nawiązując do tematu współprac – czemu zdecydowaliście się na wzięcie udziału w Kampanii BAL?

Monika: To proste – chłopaki do nas przyszli z propozycją, my stwierdziliśmy, że to super inicjatywa i chcemy!

Mikołaj: Faktem jest, że ta kampania miała fajne założenia. Organizatorzy chcieli przeprowadzić z nami rozmowę na tematy ze sfery, w której się obracamy, mając na uwadze cele, które nam też są bliskie – opowiadanie o swoich doświadczeniach z korzyścią dla innych. Finalnie tak też się stało – nagraliśmy godzinną rozmowę, z której opublikowano fragmenty i poszczególne cytaty w mediach społecznościowych. Sam byłem zaskoczony siłą rażenia tej inicjatywy. Bliskie mi osoby zaczęły bardziej zwracać uwagę na moje doświadczenie bycia gejem i katolikiem jednocześnie. To jest sytuacja w ogóle nieporuszana, niekomentowana, a przecież Polsce tak często się zdarza. Dużym echem odbiły się też słowa Moniki dotyczące jej koleżanki lesbijki.

Monika: Generalnie w naszej działalności nastawiamy się na społeczne zaangażowanie i traktujemy to jako rozrywkę połączoną z edukacją, a czasami nawet źródłem zarobku. Zawsze bardzo chętnie wchodzimy w jakieś takie tematy społeczne, inkluzywności czy różnorodności. Do tej pory zazwyczaj wiązało się to z niepełnosprawnością, dlatego fajnie, że zaczynają pojawiać się teraz też kwestie społeczności LGBTQ+.

A.C: Jakie są wasze szkolne doświadczenia z dyskryminacją i hejtem ze względu na niepełnosprawność bądź przynależność do społeczności LGBTQ+? Czy szkoła według was dostatecznie reagowała na takie sytuacje?

Mikołaj: Ja w podstawówce generalnie byłem bardzo dyskryminowany ze względu na moją osobę. Byłem na przykład nazywany „pedałem” czy „ciotą”, bo nie przejawiałem typowo męskich zachowań. Nauczyciele reagowali na takie sytuacje, ale to nie ze względu na orientację. Próbowali pomóc mi „przetrwać”, ale czasami posługiwali się kontrowersyjnymi metodami. Kiedyś moja wychowawczyni postanowiła mnie w dziwny sposób „dowartościować” na wfie i kazała chłopcom na dwóch plakatach napisać moje minusy i plusy, pewnie po to, żebym zobaczył te plusy. Później jak chodziłem do szkół dla słabowidzących, nie czułem aż takiej potrzeby ekspresji seksualnej. Jednak była jedna taka sytuacja, gdzie trzymałem bransoletkę z gazetki „Bravo” w ręku, a nauczycielka dyżurna, która to widziała skomentowała wydarzenie: „a co ty chcesz się na pedała stylizować?”. W szkole ogólnie nie było takich sygnałów, które by wskazywały, że to będzie spoko, jak powiem, że jestem gejem. Nie było przestrzeni by czuć się swobodnie.

Monika: Ja chodziłam do podstawówki katolickiej, więc tam takie tematy nie były poruszane. Nawet jak ktoś był ze społeczności LGBTQ+, to się nie wychylał. Słowa typu „pedał” czy „ciota” funkcjonowały raczej jako synonimy głupka, ciamajdy. Dyskryminacji ze względu na niepełnosprawność aż tak bardzo nie odczułam, bo chodziłam do szkół niepublicznych, gdzie były np. mniejsze klasy.

A.C: Co powiedzielibyście nauczycielkom i nauczycielom ze szkół, którzy nie wspierają młodzieży LGBTQ+, zasłaniając się brakiem wystarczającej wiedzy na ten temat czy koniecznością zachowania obiektywizmu i niepopierania otwarcie żadnej opcji światopoglądowej?

Monika: Nie wydaje mi się, że orientacja seksualna jest światopoglądem. Tak samo można by powiedzieć o niepełnosprawności, co jest równie absurdalne. Trzeba zrozumieć, że ani orientacja, ani płeć, religia czy niepełnosprawność nie są kwestiami politycznymi w rozumieniu pod kątem edukacyjnym. Obiektywność jest właśnie wtedy, kiedy poznajemy różne punkty widzenia na jedno zjawisko

Mikołaj: Wydaje mi się, że w rozmowie z takimi osobami można nawiązywać do uniwersalnych wartości, żebyśmy wszyscy mogli czuć się bezpiecznie. Z perspektywy nauczyciela nie patrzyłbym na to czy uczeń jest homoseksualny czy nie. Jeśli komuś dzieje się krzywda, to trzeba mu pomóc.

A.C: Mimo ciężkiej sytuacji, z jaką obecnie zmaga się wiele młodych osób, jest nadzieja na przyszłość. Warunki osób queerowych na świecie zmieniają się na lepsze. W Polsce też tak będzie, ale musi przejść swoją trudną drogę ku świetlanej przyszłości. W jaki sposób według was przetrwać tę drogę ku powszechnej równości nie tracąc nadziei? Jakie są pozytywne strony rzeczywistości, na które warto zwrócić uwagę?

Monika: Mnie się bardzo podoba to, co powiedział nasz kolega Bartek. Mówi, że on się cieszy, że urodził się w Polsce, bo tu może coś zrobić na rzecz równości i być aktywną częścią tego protestu. Oczywiście nie każdy ma duszę działacza czy aktywisty, ale to poczucie sprawczości na rzecz pozytywnej przyszłości jest bardzo budujące. Super też jest to, że teraz możemy się łączyć przez media społecznościowe i nawet osoby z małych miejscowości mogą znaleźć podobnych do siebie ludzi, nie tylko w Polsce, ale też na całym świecie. Przepływ wiedzy też jest większy – dzięki internetowi wiemy, jak to wyglądało w Stanach czy w Zjednoczonym Królestwie i możemy się tym inspirować.

Mikołaj: Właśnie tych takich przestrzeni online teraz jest coraz więcej. Chociażby BAL Stonewall jest jedną z nich. To nie są wydarzenia robione prowizoryczne, one mają moc. Wyobrażam sobie na przykład, że ktoś może czytać tekst tego wywiadu mając lat szesnaście, odliczając tylko dni do osiemnastki. Ktoś, kto czasami wątpi, czy w ogóle jest sens czekać. Ja uważam, że jest – widzę to po moich znajomych, którzy po wyprowadzce czy wyjeździe za granicę rozwinęli się jako ludzie i zyskali poczucie bezpieczeństwa. Dlatego warto przeczekać ten najgorszy okres i w międzyczasie na przykład odpalić sobie serial na Netflixie z dobrą reprezentacją LGBTQ+. Powolutku, małymi kroczkami będzie lepiej – już i tak dużo się zmieniło. Wkrótce ci, którzy teraz są nastolatkami będą dochodzić do władzy i to będzie inna, bardziej kolorowa Polska.

A.C: Mikołaju, ty już przeszedłeś najtrudniejszą część swojej drogi ku samoakceptacji i dobrego samopoczucia z samym sobą. Czy możesz podzielić się swoimi doświadczeniami związanymi z przynależnością do wspierającej i akceptującej wspólnoty?

Mikołaj: Uważam, że jedną ze wspanialszych rzeczy związaną z wchodzeniem w dorosłość jest to, że mam większą kontrolę nad tym, kim się otaczam. Nie muszę być w tej klasie z kolesiami, którzy prawdopodobnie będą chcieli mi zrobić krzywdę z byle jakiego powodu. Widzę też, że im lepiej czuję się ze sobą, tym więcej tęczowych osób pojawia się w moim otoczeniu. Zasadniczo życzę każdemu takiego momentu w swoim życiu, kiedy będzie w stanie wokół siebie stworzyć bezpieczne grono ludzi. Odkrywcze było też dla mnie to, że rodzina to nie tylko osoby biologicznie z nami powiązanie, ale to też ludzie, z którymi wiele mnie łączy wspólnego.

A.C: Moniko, słuchając twoich wypowiedzi odniosłam wrażenie, że jesteś bezkompromisową sojuszniczką osób LGBTQ+. Czy masz jakieś wskazówki, porady dla tych, którzy chcieliby okazać swoje wsparcie dla społeczności?

Monika: Szczerze mówiąc, ja nie mam poczucia, że robię dla tej grupy nie wiadomo jakie rzeczy. Znam wiele osób LGBTQ+ i traktuję je normalnie i z szacunkiem. Jeżeli takie zachowanie nazywamy sojusznictwem, to jest to trochę smutne. Tak naprawdę dopiero od niedawna poznaję osoby związane z ruchem na rzecz równości, nigdy nie byłam aktywną częścią tego wszystkiego. Dla mnie znajomość z osobami LGBTQ+ to naturalna konsekwencja ludzkiej różnorodności – tak jak znam osoby czarne, białe, katolickie, protestanckie, pełnosprawne czy niepełnosprawne. Zawsze podchodziłam do każdego człowieka z ciekawością i otwartością, i wydaje mi się, że to w ogóle jest podstawą funkcjonowania międzyludzkiego. Nie mam żadnych złotych rad dla sojuszników, poza właśnie zachowaniem otwartości i wrażliwości.

A.C: Ostatnie pytanie - W niedzielę odbędzie się finał kampanii „BAL” na Discordzie. Czy wybieracie się na niego? Co powiedzielibyście, aby zachęcić młode osoby do uczestnictwa?

Mikołaj: Dyskutujemy nad tą kwestią, bo będziemy w tym czasie wracać z parady równości. Ale moim zdaniem to jest świetna okazja dla każdego, kto szuka siebie, by przyjść do takiej z założenia bezpiecznej przestrzeni, żeby poszukać podobnych do siebie osób. Pozwólcie się zaskoczyć!

Monika: Dla mnie zawsze bal jest dobrym pomysłem. A na tym jeszcze, ponieważ jest online, prawdopodobieństwo zgubienia pantofelka jest niższe, więc już w ogóle super. 

Alicja CIESIELSKA