Czy polska szkoła zlikwiduje nierówności społeczne?


Nierówności społeczne wpływają na życie każdego z nas. Dowodzą temu liczne badania naukowe. Jednym ze sposobów na rozwiązywanie tego problemu jest system edukacji. Czy jest on w Polsce skuteczny? Czy mówimy o nim dostatecznie głośno?

Nierówności społeczne jako szkodliwe zjawisko dla całego społeczeństwa

W Polsce pojęcie równości kojarzone jest zdecydowanie negatywnie. Dla środowisk neoliberalnych jest równoznaczne z PRL-em, komuną i tzw. rozdawnictwem, natomiast wśród konserwatystów kulturowych – ze zmianami dotyczącymi równouprawnienia płci i seksualności. Zarówno jedni jak i drudzy, ślepo wierząc w swoje ideologie, nie zauważają wpływu nierówności na jakość życia w społeczeństwie, bagatelizując jeden z podstawowych czynników, który może być kołem ratunkowym dla pokrzywdzonych przez system, czyli edukację. Jakość polskiego szkolnictwa pozostawia wiele do życzenia. Temat ten poruszany jest od czasu do czasu, rzadko jednak w kontekście nierówności klasowych. Świadomość problemu w naszym społeczeństwie wydaje się być niska, a politycy i media głównego nurtu, nie widząc w tym potencjalnych zysków, nie robią nic, żeby to zmienić albo pozorują działania, z których nic nie wynika.

Takie działanie może być niezwykle niebezpieczne – wiele danych świadczy o wpływie nierówności dochodowych na szereg problemów społecznych takich jak np. zabójstwa, choroby psychiczne czy niskie kompetencje edukacyjne. Oddziałuje to na jakość życia nie tylko biednych, ale i osób na wyższych poziomach ekonomicznej hierarchii, ponieważ wysoka przestępczość wpływa na ich poczucie bezpieczeństwa oraz generuje koszty. Zamiast inwestycji w kulturę czy edukację państwo musi utrzymywać rozbudowany system penitencjarny, programy walki z przestępczością itp. Dodatkowo nierówności pogłębiają antagonizmy pomiędzy beneficjentami systemu, co zmniejsza solidarność międzygrupową i zaufanie społeczne. Wysokie PKB państw anglosaskich czy Portugalii w żaden sposób nie przekłada się na niski poziom problemów społecznych, dlatego rozwarstwienie społeczne pod względem dochodów, a nie sam wskaźnik PKB mogą ukazać prawdziwy stan dobrobytu społeczeństwa.

Zmiana opisanego stanu rzeczy może być trudna, zwłaszcza w Polsce – możliwość awansu społecznego w strukturze hierarchii jest u nas mocno ograniczona w porównaniu z innymi krajami świata. W 2019 roku Florian R. Hertel i Olaf Groh-Samberg opracowali raport dotyczący związku między nierównościami a mobilnością międzypokoleniową w obrębie klas w 39 krajach. Wykazuje on, że im wyższe nierówności społeczne (głównie dochodowe) w danym kraju, tym trudniej jest awansować w obrębie klas. Polska znajduje się na trzecim miejscu od końca wśród przebadanych krajów, zaraz po Chile i Portugalii. Oznacza to, że tylko 25% osób ma szanse na awans. Sprzyja to wzmacnianiu się klasowej polaryzacji, co wraz z wysokim poziomem niezadowolenia społecznego, prowadzi do buntu najniższych warstw społecznych. Dodatkowo bariery alokacji jednostek w strukturze, takie jak brak możliwości awansu wykwalifikowanych osób z powodów klasowych, mogą przyczynić się do niskiej efektywności gospodarczej poprzez zajmowanie stanowisk przez nieodpowiednich ludzi. Osoby o niskich kompetencjach w systemach o niskiej mobilności mogą „dziedziczyć” stanowiska pracy, co ogranicza innowacyjność, tolerancję dla innych oraz akceptację zmian.

Niwelowanie nierówności jako funkcja szkoły

Nierówności znacząco wpływają na funkcjonowanie społeczeństw. Jednym ze sposobów ich niwelowania jest system edukacji. Naukowcy, ale również niektórzy politycy, zdecydowali się podjąć rozwiązania problemu nierówności. To nie powinno budzić zdziwienia, skoro tak chętnie wspominana ostatnimi czasy Konstytucja w art. 70 pkt 4 głosi, że władze publiczne zapewniają powszechny i równy dostęp do wykształcenia. W pewien sposób odniosła się do tego fragmentu ministra Anna Zalewska, wypowiadając się, podczas przedstawiania ustawy o reformie oświaty, o różnicujących poziom nauczania gimnazjach. Stwierdziła również, że każde dziecko zasługuje na dobrą szkołę. Ponadto we wspomnianej ustawie z 2016 roku padają słowa o zapewnieniu przez system szkolnictwa wsparcia dzieciom w „rozwoju ku pełnej dojrzałości w sferze fizycznej, emocjonalnej, intelektualnej, duchowej i społecznej” oraz o zmniejszaniu różnic w warunkach kształcenia. Niestety, okazało się to być tylko polityczną kalkulacją i krasomówstwem.

Nierówności w polskiej szkole według badań  

Kiedy przyjrzymy się badaniom, okaże się, że cytowane powyżej słowa nic nie znaczą, ponieważ, jeszcze przed rozpoczęciem oficjalnej edukacji, to rodzina odpowiada za kompetencje najmłodszych. Poziom kapitału kulturowego, społecznego i materialnego rodziców odciska piętno na dzieciach, dlatego im szybciej wkroczą w system edukacji, tym większą mają szansę na zniwelowanie braków. Wpływ na kolejne etapy edukacji ma już wychowanie przedszkolne, a jak wynika z „Przeglądu Badań Edukacyjnych” dzieci, które uczęszczały do przedszkoli łatwiej przyswajają wiedzę w kolejnych latach szkoły podstawowej, a co za tym idzie szybciej się uczą. Dzieci te mają również wyższe wyniki w testach matematycznych czy językowych. Według raportu UNICEF dzieci z gospodarstw domowych o niskich dochodach rzadziej uczestniczą w wychowaniu przedszkolnym – w Polsce nieco ponad 40% dzieci z 20% najbiedniejszych gospodarstw domowych uczestniczy w edukacji przedszkolnej, co stawia nas na jednej z najniższych pozycji względem pozostałych badanych krajów. Być może są to konsekwencje likwidacji przez samorządy i tak niewystarczającej liczby przedszkoli - według Przemysława Sadury tylko w latach 1989 - 2004 liczba tych placówek spadła z ponad 900 tys. do niecałych 700 tys. Były to czasy, w których nierówności dochodowe drastycznie wzrosły, dlatego odrzucenie reformy dotyczącej obowiązku szkolnego dla sześciolatków było błędem.  O wiele dosadniej określili to pedagodzy z PAN – nazwali to niemoralnym i cynicznym tworzeniem mechanizmów wykluczania i marginalizowania młodego pokolenia Polaków na samym progu drogi życiowej.

Kolejny etap edukacji, czyli szkoła podstawowa, również nie rozwiązuje kwestii nierówności, ponieważ tworzy je sam system. Niektóre szkoły otwierają klasy dla uczniów lepszych i gorszych, przez co różnice pomiędzy uczniami pogłębiają się jeszcze bardziej. Zdarzają się przypadki, w których szkoły prowadzą ankiety, żeby ustalić kompetencje uczniów na podstawie kapitału ekonomicznego rodziny. Nie zwraca się uwagi na społeczny aspekt uczenia, o którym pisano już na początku XX w. – dzieci w grupie rówieśników mogą wykonywać zadania, których nie zrobiłyby, pracując samodzielnie. Wymieszanie uczniów o różnym statusie społeczno-ekonomicznym zwiększa efektywność kształcenia tych „słabszych”, a nie wpływa natomiast na szanse pozostałych. Dodatkowym czynnikiem jest również kwestia segregacji pomiędzy szkołami – tak zwane „lepsze” szkoły wolą przyjmować „lepszych” uczniów, ze względu na miejsce w rankingach. Do tego znaczenie ma również kwestia szkół prywatnych, gdyż do najlepszych z nich mają dostęp głównie zamożni mieszkańcy dużych miast. Sprawia to, że tylko w tych miejscach nieliczni uczniowie mogą kształcić się na wyższym poziomie niż reszta i coraz bardziej podnosić swoje kompetencje. Kwestia korepetycji wygląda podobnie: jak wynika z badań Fundacji im. Stefana Batorego, aż 75% dzieci z rodzin, w których rodzinach dochód na osobę nie przekracza 900 złotych, nie korzystało z korepetycji.

Na zakończenie szkoły podstawowej uczniowie zdają egzamin ósmoklasisty, będący pierwszym, tak poważnym progiem selekcji. Decyduje on o wyborze rodzaju, jak i poziomu szkoły. Na tym etapie dochodzi do silnego rozwarstwienia pod względem kompetencji naukowych pomiędzy liceami, technikami i szkołami branżowymi (wcześniej zawodowymi). Badania wskazują, że najsprawniej z rozwiązywaniem zadań PISA 2012 radzili sobie licealiści, a najgorzej pod tym względem szło uczniom szkół zawodowych. W testach dotyczących czytania 46% badanych nie osiągnęło drugiego pułapu z sześciu możliwych.

Drugim progiem selekcyjnym jest matura, która określa dostęp do szkolnictwa wyższego. Jak wynika z badań OECD w Polsce dostanie się na uczelnie jest stosunkowo łatwe, co oznacza to, że nierówności horyzontalne zaczynają przeważać nad wertykalnymi. Maturzyści wybierają uczelnie o różnych poziomach nauczania oraz studiują w innych celach i w inny sposób – mniej zamożni częściej wybierają prywatne akademie o niskim statusie, a osoby o wyższych zasobach ekonomicznych oraz kompetencjach wybierają bardziej prestiżowe uczelnie. Dodatkowo, lepiej sytuowani studiują nie tylko żeby zdobyć pracę czy uzyskać dyplom, ważniejszy jest dla nich rozwój pasji i zainteresowań, a mogą sobie na to pozwolić z powodu bezpieczeństwa ekonomicznego, które zapewnia im rodzina. Ponadto studenci z różnych klas społecznych zazwyczaj nie wybierają tych samych kierunków studiów – według Alicji Zawistowskiej osoby o wyższym statusie ekonomicznym częściej studiowały medycynę czy prawo, natomiast mniej zamożni wybierali nauki społeczne, co wskazuje na różnice w dochodach absolwentów z poszczególnych klas.

Na świecie system polskiej edukacji mieści się w środku skali, jeśli chodzi o utrwalanie nierówności. Mamy więc sporo do nadrobienia w stosunku do np. znajdujących się w czołówce krajów Skandynawii. Obecna władza zajmuje się jednak monologiem na temat wyższości jedynych prawdziwych wartości katolickich nad świecką i równą szkołą. W dodatku PiS wycofał się z reformy dotyczącej sześciolatków z walką o równość na ustach – po prostu zrobił to, co mu się politycznie opłacało. Natomiast PO, forsująca tę zmianę, nie zrobiła nic, żeby zlikwidować próg selekcyjny pomiędzy szkołą podstawową a gimnazjum i przeciwdziałać obchodzeniu przepisów dotyczących rejonizacji gimnazjów. Niziny społeczne boją się zmian, a tak zwana elita dwóch największych partii w kraju rozgrywa temat tylko politycznie, nie uświadamia ani nie przeprowadza konsultacji społecznych w tych sprawach. Również największe media, które nie poruszają tematów nierówności ekonomicznych (a już na pewno nie w merytoryczny sposób) sprawiają, że oddolne zmiany w tej kwestii są mało prawdopodobne. Nie pomagają też głosy niektórych autorytetów naukowych, wykładających swoją filozofię nie odwołując się do faktów. Jak na razie nie widać organizacji ani osób, poza nielicznymi lub mało znaczącymi przypadkami, które mogłyby wprowadzić temat nierówności edukacyjnych, ekonomicznych czy tych dotyczących kapitału kulturowego oraz społecznego do głównego nurtu debaty publicznej. Narzuca się jednak pytanie „dlaczego”, skoro zależy od tego dobro nas wszystkich, niezależnie od pozycji w strukturze społecznej.

ŹRÓDŁA
  1. Fundacja im. Stefana Batorego. (2019). Ukryta prywatyzacja w polskiej edukacji – skala i zagrożenia.
  2. Hertel, R. F., Groh – Samberg, O. (2019) The Relation between Inequality and Intergenerational Class Mobility in 39 Countries
  3. Kosz, J. (2009) Współdziałanie w szkole - oczekiwanie i potrzeba współczesnej praktyki edukacyjnej. Forum Dydaktyczne: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, 2009, Numer 5/6
  4. Our Kids. (2019). Raport o szkolnictwie niepublicznym w Polsce.
  5. Sadura, P. (2017) Państwo, szkoła, klasy. Warszawa: Krytyka Polityczna
  6. Tracz, M., (2013) Rola edukacji w budowaniu kapitału społecznego w Polsce. Prace Komisji Geografii Przemysłu Polskiego Towarzystwa Geograficznego, 23, 134-144.
  7. UNICEF. (2018). Niesprawiedliwy Start Nierówności edukacyjne wśród dzieci w krajach wysokorozwiniętych.
  8. Zawistowska, A. (2012). Horyzontalne nierówności edukacyjne we współczesnej Polsce. Warszawa: Wydawnictwo Naukowa Scholar.