Doktor Dolittle i niebieskie mopsy


Bez ogródek przyznaję, że mój stan wiedzy o rasie najlepszych przyjaciół człowieka oscyluje gdzieś pomiędzy miernym a dostatecznym z plusem. Jednak mimo tego zdaję sobie sprawę, że mopsy naturalnie nie występują w smerfim kolorze, a żadna nazwa oficjalnie zarejestrowanej rasy nie kończy się na -doodle ani -poo. Takie „cuda” to efekt działalności nielegalnych hodowli, które czerpią materialne korzyści z niebezpiecznych eksperymentów z psią genetyką.

Pseudohodowle są tematem, który w przestrzeni publicznej istnieje już od 2012 roku, kiedy to została wprowadzona nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt, zakazująca rozmnażania psów i kotów w celach handlowych, z wyłączeniem hodowli zarejestrowanych. Jednak w ostatnich dwóch miesiącach został on dodatkowo nagłośniony po serii postów znanych influencerek.

Wszystko zaczęło się od udostępnionych przez znaną aktorkę Julię Wieniawę na portalu Instagram zdjęć ze swoim partnerem i malutką brązową kuleczką pomiędzy nimi – nowym pupilem Bowiem. Po publikacji posta część internautów zauważyła, że zwierzak to przedstawiciel hybrydowej rasy cavapoo. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że hybrydowość rasy cavapoo polega na nieuznawanym przez Związek Kynologiczny w Polsce skrzyżowaniu dwóch zupełnie różnych ras – pudla oraz cavalier king charles spaniela. Efekt takiej genetycznej gimnastyki jest bez wątpienia niezwykle uroczy, ale ma też swoją ciemną stronę. Taki „podrasowany” szczeniak będzie o wiele bardziej narażony na rozmaite wady wrodzone i problemy zdrowotne niż jego odpowiednik z licencjonowanej hodowli. Dodatkowo pseudohodowle są znane z przekładania zysków ponad potrzeby emocjonalne zwierząt, dlatego zwierzęcy weterani wyżej wspomnianych instytucji mogą przejawiać szereg problemów z agresją i lękiem. Ale czego się nie robi dla wyświetleń i zasięgów? Głos w sprawie zabrała między innymi aktywistka Malwina Łapińska, którą w internecie można znaleźć pod nazwą @nie.pelnosprytna. Skrytykowała ona aktorkę za wspieranie nielicencjonowanych hodowli i nieetycznych praktyk dla własnej fanaberii. Opinie zostały wymienione, portale plotkarskie miały materiał na następne dni, a sama sprawa ucichła. Czas pokazał, że nie na długo.

Na początku lutego tego roku Monika Kociołek, celebrytka związana z Teamem X 2, również pochwaliła się kupnem nowego zwierzątka. Przypominająca pluszową zabawkę Chrupka należy do rasy frispoo, będącej kolejnym kontrowersyjnym połączeniem rodem z pseudohodowli. Tym razem zabrała głos dużo bardziej rozpoznawalna osoba – dziennikarka i aktywistka Maja Staśko. W swoim obszernym wpisie z Instagrama podkreśliła m.in., że „wykorzystywanie nieszczęścia zwierząt dla zysków to jedna z potworniejszych rzeczy”. Członkowie Teamu X mają tendencję do przedmiotowego traktowania zwierząt. Przykładowo niebieskie mopsy były produktem pseudohodowli, która współpracowała z Teamem X przy filmie “ODPOWIESZ DOBRZE – WYGRYWASZ PIESKA!”, w którym, jak wskazuje tytuł, dziewczyny za każdą dobrą odpowiedź udzieloną w filmie, dostawały na ręce pieska. Obecnie film nie jest już dostępny w sieci. Finał tej sprawy był rozczarowujący, ale nie zaskakujący – zero autorefleksji i dalsze promowanie kundelków w internecie.

Sama nie lubię i nie posiadam zwierząt, jednak mam dla nich zarezerwowane pewne pokłady empatii. To właśnie one sprawiają, że nie jem mięsa, nie kopię napotkanych szczeniaczków i zasadniczo nie życzę im źle. Dlatego dziwi mnie postawa dziewczyn, które kreują się w mediach na wielkie miłośniczki zwierząt, po czym wspierają systemowe okrucieństwo. Co więcej, na tym etapie sprawy nawet nie mogą zasłonić się niewiedzą – ich postępowanie zostało wytknięte wielokrotnie, a konsekwencje przedstawione. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że w przyszłości będą podejmować bardziej świadome wybory i to właśnie tego im życzę.