O świecie w pożodze, czyli brak nam słów na opisanie jutra


Wielokrotnie spotkałem się ze słowami: „kryzys klimatyczny to kryzys wyobraźni”. Powtórzyłem je kilka razy w różnych rozmowach bez większego namysłu. Przecież mamy wiele pojęć opisujących skutki działalności ludzi na atmosferę – globalne ocieplenie, katastrofa klimatyczna, zmiany klimatu, kryzys klimatyczny. Jako aktywista dość szybko przestałem myśleć o tym, czy inni rozumieją dobrze te słowa. Był to zasadniczy błąd. Wygodne, dwuwyrazowe slogany po jakimś czasie przestają budzić emocje. Bardzo trudno oddać nimi skalę problemów.

Opisujemy coś, co nigdy dotąd się nie wydarzyło. Żadne istoty w historii naszej planety nie doświadczyły tak szybkich zmian! Ludzie zmieniają skład chemiczny oceanów i wygląd nieba. Próba nazwania tego, co się dzieje, jest ogromnym ćwiczeniem dla wyobraźni. Czasem przypomina mi opisywanie rzeczy niemożliwych, np. wyglądu nowego koloru. Jak pszczoła opowiedziałaby człowiekowi o barwach gwiazd w podczerwieni? Jakie znaki odczytaliby starożytni astrologowie ze Starlinków?

Awanturnik, republikanin, odklejeniec – ale miał też wady

Od kilku tygodni nie opuszcza mnie historia przytoczona w „O czasie i wodzie” przez Andriego Snæra Magnasona. Opowieść dotyczy Jørgena Jørgensena – duńskiego awanturnika i hazardzisty, który przejął władzę w Islandii na okres kilku letnich miesięcy. Od innych wywrotowców odróżniało go to, że nie pragnął władzy dla siebie. Chciał uczynić z Islandii wolną republikę. Wymyślił lepszy, sprawiedliwszy, bardziej równouprawniony świat. Niestety, działo się to w 1809. W świecie, w którym monarchia, niewolnictwo i pańszczyzna wciąż wydawały się wielu ludziom jedynym słusznym i odwiecznym porządkiem rzeczy.

Jørgensen przedstawiał Islandczykom wizję, na którą nie było wtedy odpowiednich słów. Jeśli całe życie nie mogłeś opuszczać wioski, to jak zobrazować ci świat, w którym bogaty kupiec i biedny parobek są sobie równi? Jak powiedzieć liberté, égalité, fraternité w języku, na który nie tłumaczono wcześniej rewolucyjnych francuskich myślicieli?

Jørgensena prześmiewczo okrzyknięto „królem Kanikuł”. Chciał stworzyć społeczeństwo, w którym nie będzie królów i królowych, ale przeciętni Islandczycy nie używali innego określenia na władcę. Ostatecznie marzenie legło w gruzach i Islandia powróciła pod rządy duńskiej korony. Mimo porażki plan Jørgensena zainspirował następców. Przez ponad 100 lat myśliciele, poeci, mówcy i tłumacze tworzyli określenia na równiejszy świat. Świat, który ostatecznie został zrozumiany i zaczął się realizować. 

***

W XXI wieku królowa pozostaje figurą w szachach, dobrym przebraniem na osiemnastkę lub obciążeniem dla brytyjskiego budżetu. Słowa „król i królowa” powoli odchodzą do historii, a jednak wciąż potrzebujemy nowych władców kanikuł. Mamy około 30 lat na przestawienie świata na zeroemisyjne tory i musimy sobie wyjaśnić, dlaczego właściwie to robimy i co chcemy osiągnąć. Opisanie tego dzisiaj jest wariactwem, ale nie widzę innej opcji niż spróbować.

Niestety przypomina mi się obserwacja Łony, że „barykady mają tu o cztery rzędy mniej, a poeci już nie stoją na nich zbyt twardo, bo dawno temu wszyscy porobili MBA”. Nie do końca się z nią zgadzam, bo istnieje np. „szkoła ekopoetyki”. W każdym razie, w instrukcji obsługi polszczyzny nie znalazłem klauzuli „modyfikować mogą tylko poeci”, więc mam nadzieję, że nie obrazicie się na próby słowotwórstwa w wykonaniu wannabe inżyniera. 

Bardziej niż „katastrofa klimatyczna” na moją wyobraźnie działają terminy „rozpierdol klimatyczny” oraz „rozpierdol środowiska”. Brzmią bardzo emocjonalnie, ale oddają wulgarność naszego traktowania Matki Ziemi. Nie mają też skojarzenia z nagłym, jednorazowym zdarzeniem, jakie niesie słowo „katastrofa”. Z chęcią oglądałbym przemówienia w mediach głoszące: „Polsce starczy jeszcze środowiska do rozpierdolenia na najbliższe 200 lat”. Jednocześnie „rozpierdol” brzmi jak coś możliwego do uprzątnięcia, jeśli tylko weźmiemy się w porę do żmudnej roboty.

Chciałbym też odkurzyć parę starych słów. Jedno z nich – „pożoga” – moim zdaniem idealnie opisuje relacje człowieka z resztą środowiska. Ogień dostarczył nam białka do wyewoluowania sprawniejszych mózgów. Ogień wypalał lasy pod żyzne pola uprawne. Ogień paliw kopalnych daje nam teraz prąd i samochody. Tam, gdzie idzie człowiek, kroczy za nim wieczny, nieświęty ogień. Nasza cywilizacja sprowadza się do pożogi. Może warto zadać pytanie, czy powinniśmy rozprzestrzeniać się na inne światy, zanim ją okiełznamy?

Przypomnę też istniejące już określenie „zbrodni przeciwko planecie”. Przyszłe pokolenia będą się dziwić, że daliśmy się uwieść bezmyślnemu konsumpcjonizmowi, tak jak my dziwimy się, że ludzie XX wieku dali się uwieść faszyzmowi i totalitaryzmom.

Ostatnio miałem problem ze znalezieniem zbiorczej nazwy dla nadchodzących transformacji w najbliższych dekadach. Być może termin „Wielka Przemiana” będzie do tego użyteczny. W ciągu najbliższych 20-30 lat to, jak żyjemy, zmieni się diametralnie w wielu aspektach. Jeżeli w porę nie wcielimy reform, to skutki katastrofy klimatycznej i tak zmuszą nas do zmiany trybu życia. Mam jednak nadzieję, że na Wielką Przemianę będą składały się przede wszystkim równouprawnienie, zielona transformacja, transformacja cyfrowa, reformy mieszkalnictwa i służby zdrowia, nowoczesna edukacja oraz poprawa stosunków pracy.

 ***

Nasze pokolenie ma przed sobą wiele wyzwań, a nasi poprzednicy zdają się nam dokładać jeszcze więcej pracy. W zasadzie musimy wyprzedzić swoje czasy i puścić wodze fantazji. Bez zrozumiałej wizji będzie nam trudno wprowadzać niezbędne zmiany. Oczywiście samo stworzenie nowych pojęć i idei będzie tylko pierwszym krokiem do ich realizacji. W tej sytuacji nie mamy dużego wyboru. Jeśli sami nie opiszemy świata, zrobią to polityczni cynicy. Ryzyko tego widzę już dzisiaj na przykładzie skomplikowanego systemu handlu emisjami, który używany jest do tworzenia antyunijnej retoryki.

Dzisiejsi ludzie muszą tworzyć niezrozumiałe, szaleńcze pomysły oraz objaśniać i realizować wizje naszych poprzedników. Pierwsi klimatyczni królowie Kanikuł wygłosili już swoje niezrozumiałe tezy w latach 50. Kto wie, może wiek po nich będziemy żyć zeroemisyjnie?

Kajetan NOWAK