Nasza? Wasza? Swoja - rozmowa z moją Pink Lady
Callisia rosato, znana również jako Smużyna czy Pink Lady, to roślina tworząca zwartą kępkę pełną drobnych, uroczych listków o subtelnym, różowym zabarwieniu. Jest niesamowicie miła dla oka, a pomieszczenie, w którym się znajduje, zyskuje pewnego rodzaju delikatność i przytulność, oczywiście ile tylko może mu przekazać tak mała roślinka doniczkowa. Podobne odczucia towarzyszyły mi już przy pierwszych kilku zdaniach wymienionych z Karoliną.
Tak jak każda opowieść ma początek, tak i początek ma ta krótka chwila przy naszej herbacie na odległość. Czasy szkolne są zdecydowanie pierwszym z tych cięższych okresów życia, na pewno były takie dla mnie. Jak Ty je wspominasz?
Karolina: Wśród chłopców było dużo bijatyk, przemocy, a ja nigdy nie lubiłam brać w tym udziału. Trzymałam się z boku, wolałam kontakt z dziewczynami, pewnie dlatego mi dokuczali. Zamiast siły fizycznej, używałam siły docinek i odpyskiwałam. Satysfakcja była chwilowa, ale potem znowu się zaczynało, a ja unikałam potyczek albo byłam w nich raczej bierna, bo nie chciałam się bić. Wolałam odegrać się słownie.
Czasem słowo boli bardziej niż pięść. Przynajmniej długotrwale.
Karolina: Ha, ha, tak, siniaki w końcu się wygoją. Dyrektorka w szkole wymyśliła genialny plan, żeby wszystkich spadochroniarzy (osoby powtarzające rok/klasę) i biedne dzieci dać do jednego worka. Tak jakby zamieść pod dywan problem. To wyszło później dla niej dość niekorzystnie, nie dawała sobie rady kiedy zebrała się cała banda, to było jak z tego filmu „Młodzi gniewni”, nie potrafili sobie poradzić.
Twoi rodzice nie interweniowali?
Karolina: Rodzice nigdy nie reagowali. Miałam 8 lat kiedy robiłam sobie sama kanapki. Moja mama wychodziła po piątej do pracy, wracała późnym wieczorem. Do szkoły sama chodziłam, sama się wychowywałam.
Nigdy nie powinno to tak wyglądać, byłaś bardzo dzielna, samodzielnie o siebie dbając. Poza tymi przykrymi momentami nie byłaś w szkole całkiem osamotniona – miałaś koleżanki.
Karolina: Z dziewczynami mi się lepiej pracowało, zawsze się z nimi łatwiej dogadywałam. Pewnie czuły tą moją kobiecą „energię” - czuły się przy mnie swobodnie i wiedziały, że mogą mi zaufać. Wiadomo, że nie wszystkie. Z tymi dziewczynami z klasy w ogóle się nie dogadywałam, bo one bardziej interesowały się próbą zaimponowania tym chuliganom. Wyglądało to, jak wyglądało – było ciężko. Szkoła dla mnie była koszmarem, ale to już przeszłość. Teraz będzie tylko lepiej.
Trudno jest dorastać z tyloma dorosłymi sprawami na głowie przy jej zawirowaniach w wieku młodzieńczym. Szczególnie kiedy zmiany hormonalne idą w parze z pierwszymi oznakami dysforii.
Karolina: Ja często miewałam takie sny: jestem dziewczynką, mam długie, jasnobrązowe włosy. Stoję w kącie gdzieś tam z chłopakami. Oni gadają o samochodach, swoich sprawach, a ja czuję się przy nich wyjątkowo. Czuję się szanowana. Fajne uczucie, uwielbiam wspominać takie sny.
Sny odzwierciedlające pragnienia?
Karolina: Tak. Tu widać, że ja od dziecka miałam to w sobie. Ukrywałam się, bałam się relacji z ludźmi. Obserwowałam z boku i dziewczyny, i chłopaków. Chłopcy bardziej mnie interesowali, wiadomo jak jest w tym wieku. Przy dziewczynach za to czułam się bardziej sobą. Do tej pory czuję się przy nich swobodniej. Lubię z nimi rozmawiać, zawsze rozumiałam ich kobieco-dziewczęcy świat. Świat, który zdawał mi się być znacznie bliższy. Wtedy jestem sobą – wśród dziewczyn. Od zawsze czułam się obco przy facetach, przy chłopakach.
Przyjaźnie zawiązujące się pod wpływem takich uczuć, szacunku do drugiej strony, potrafią być mocniejsze niż niejedna wielka miłość. Masz nadal kontakt z dziewczynkami ze szkoły?
Karolina: Nie do końca. Dla mnie przyjaźń jest równie warta, jak nie ważniejsza od miłości, niestety często działało to na moją niekorzyść, szczególnie ostatnio.
Mówisz o ostatnio zakończonej bliskiej relacji z kobietą, o której chwilkę rozmawiałyśmy bardziej prywatnie?
Karolina: Tak. Nadal emocje są mocne, zwłaszcza kiedy było się z kimś na „siostrzyczko”, rozmawiało dniami i nocami. Można wtedy nawiązać relację dużo silniejszą niż z rodziną. Rozmawiałyśmy o chłopcach, o kosmetykach, często jej pomagałam — takie typowo kobiece sprawy. Było kilka takich sytuacji nieprzyjemnych, ale ja, jak to ja, przełknęłam to i wybaczałam ze szkodą dla siebie. Ale jak wiadomo, każdy ma swoje punkty krytyczne, jak też mam własny, jak używanie typowo męskich zaimków, nawet przez telefon, to bardzo boli i sprawia mi dużo przykrości.
To jest coś tak moralnie niezrozumiałego dla mnie. Mam na myśli, że to wykracza poza sferę kłótni, zdrady czy niezgodności charakterów bądź poglądów. To jest niesamowicie skandaliczny brak szacunku do drugiego człowieka.
Karolina: Ona pokazała swoje prawdziwe oblicze. Jest jedna taka sytuacja, która zapadła mi w pamięci: post ze zdjęciem ze ślubu lesbijek. I ona komentowała, że po co się tak obnosić, była bardzo nieprzyjemna. Ja uważam, że nie powinno ją to obchodzić, to jest okej cieszyć się chwilą, tamte kobiety były szczęśliwe i chciały się tym podzielić. Można powiedzieć, że kiedy pozwalamy zazdrości wychodzić z cudzego szczęścia bez opanowania, to wyłania się z nas ta prawdziwa, nieudawana strona.
Wydaje mi się, że lepiej nie da się tego ująć. Widzę, że nawet w takiej sytuacji przebłyskuje Twoja niezwykle pozytywna strona. Idealny moment na wspomnienie równie pozytywnej jak Ty zmiany w życiu! Niedługo minie Twoje okrągłe 10 miesięcy na hormonach, prawda?
Karolina: Tak, zgadza się.
Powiedz mi, miałaś taką jedną myśl, jedną chwilę, w której powiedziałaś dosyć staremu życiu w cieniu osoby, którą na dobrą sprawę nigdy nie byłaś? Taką chwilę, w której uznałaś, że po tylu latach w końcu musisz zacząć żyć tak, jak Ty potrzebujesz. Jako prawdziwa Ty.
Karolina: Najpierw zaczęło się od małych kroków, w końcu zmieniłam pracę kilka lat temu, środki pozwoliły mi kupować więcej kobiecych ubrań i kosmetyków, kupiłam nawet sztuczny biust i tak to się zaczęło. Podczas pewnej rozmowy z koleżanką ta stwierdziła, że muszę jechać do Warszawy razem z nią, podczas pandemii też dużo się załatwia przez kamerkę, co dużo ułatwia. Zapisałam się do pani psycholog, lecz ona okazała się bardzo negatywna i trochę narzekała, chciała mnie cofnąć ze względu na swoją interpretację wyników badań, ale ja powiedziałam: „Idę po receptę i jadę do przodu”. Zasięgnęłam opinii innego lekarza, żeby się upewnić. Nie mogłam się cofnąć, za dużo lat przez to straciłam. Jak kupiłam z resztą pierwszą receptę, wiedziałam, że nie ma odwrotu, już nie ma innej opcji. „Jak już zaczęłaś, to będziesz szła do przodu, tylko do przodu” – tak sobie powiedziałam. I tak właśnie wyglądał pierwszy miesiąc. Czułam moc endorfin, tą pewność siebie, jakby takie życiowe szczęście. Zaczęłam się uśmiechać.
Łatwo było zauważyć, że z biegiem czasu byłaś coraz szczęśliwsza we własnej skórze, teraz promieniejesz.
Karolina: Minęło 2 lata od początku tranzycji. Jest coraz lepiej. W październiku będzie rok na hormonach. Papiery do sądu są zebrane, mam nadzieję, że uda się to załatwić w możliwie jak najkrótszym czasie.
Jak się czujesz, myśląc o tym, że pójdziesz do sądu i prawdopodobnie będziesz musiała stanąć przeciwko swojej mamie?
Karolina: Czuję się pewnie, wiem, że na 100% jestem kobietą, co potwierdzają testy i badania. Wiem, że to jest we mnie bardzo silne i ani matka, ani ojciec mnie nie powstrzymają. Nawet jak będą mi robić problemy, to będę zmuszona ich pozwać za zniszczenie mi dzieciństwa.
To właściwie już tylko formalność, od nich tylko zależy, jak długo potrwa.
Karolina: Tak. Od marca żyję jako Karolina, oficjalnie. Matka walczyła ze mną na początku, ale odpuściła, widząc moją determinację, że jej nie ulegnę.
Jak mama z tobą walczyła?
Karolina: Próbowała manipulować. Krytykowała moje makijaże oraz ubiór. Wiedziałam w jakim pracuje sklepie, więc raz postanowiłam ją odwiedzić w pracy. Wracałam wtedy z miasta, wystrojona i wyperfumowana. Zrobiłam to, by pokazać swoją prawdziwą siłę. Tak samo podeszłam do sprawy coming outu w wiosce. Psychologicznie przygotowywałam ludzi do tego, a potem po prostu pokazałam, że nawet jak będą próbowali mnie złamać, to się im nie uda.
Właściwie, nie mają co próbować!
Karolina: Tak. Akurat w tej sferze mój plan wypalił. Po prostu weszłam do sklepu w sukience, wymalowana, z torebką. Sprzedawca uśmiechał się do mnie, patrzył mi prosto w oczy, ale nie zareagował negatywnie.
Nawet jeśli ktoś myśli, że zawsze by poznał osobę, która urodziła się z przypisaną inną płcią niż ta, którą się „przedstawia”, to są tylko takie wyobrażenia. Uważam, że transfobia wychodzi z zazdrości o pewność siebie, o życie w zgodzie ze sobą i na własnych zasadach. To, że jesteś pewna siebie, masz tę siłę, żeby przestać się ukrywać i być sobą, często te osoby onieśmiela.
Karolina: Pewnie tak. Mało mnie to teraz właściwie interesuje, za wiele straciłam życia, kiedy się czymś takim przejmowałam. Dość zastanawiania się, co ludzie powiedzą, teraz wybieram życie. Dla siebie, nie dla nich.
Przemyślenia, refleksje jak i autorską poezje Karolina udostępnia na swoim blogu; https://karolinahirth.blogspot.com/p/o-moim-zyciu.html
Aga SADOWSKA