Jak smakuje ludzkie mięso?


Kanibalizm jest nadal jednym z większych tabu na świecie i jednocześnie tematem często reprezentowanym w popkulturze. Z pewnością przybliżyły go nam takie klasyki kina, jak „Milczenie owiec”, a także znakomita rola Madsa Mikkelsena w serialu „Hannibal”. Chociaż powszechnie uznaje się ludożerstwo za moralnie złe, nie we wszystkich kulturach jest ono tak postrzegane. Co więcej, w niektórych krajach nie jest ono traktowane jak przestępstwo.

Odmian samego ludożerstwa jest niepokojąco wiele. To świadczy tylko o złożoności tego zjawiska. Najmniej gorszący, ale nadal kontrowersyjny, wydaje się kanibalizm surwiwalowy, który cechuje się tym, że ludzie w sytuacjach kryzysowych jedzą ludzkie mięso, aby przetrwać. Historia zanotowała wiele takich przypadków. Do jednych z nich należy okres Hołodomoru, czyli Wielkiego Głodu na Ukrainie. Stalin, nie chcąc dopuścić do rewolucyjnych ruchów i jakiegokolwiek sprzeciwu wobec Moskwy, odciął Ukraińcom dostęp do pożywienia. W książce Roberta Kuśnierza opisującej tamte lata możemy przeczytać fragment: „Kanibalizm nie był wówczas czymś nadzwyczajnym. Sam widziałem, jak w Humaniu na rynku schwytano kobietę, która sprzedawała kotlety z ludzkiego mięsa, ktoś znalazł paznokieć dziecka w kotlecie. Ludzie chcieli ją tam na miejscu zabić, ale policja ją zabrała”. Za kolejny przykład może posłużyć fragment książki „Mao. Cesarstwo cierpienia” norweskiego historyka Torbjørna Færøvika, który szczegółowo opisuje strategię „yi ze er shi” (zamiany dzieci dla jedzenia) stosowaną w komunistycznych Chinach: „Matka mówiła do córki: «Wkrótce odwiedzisz swoją babcię w niebie». Potem przestawano ją karmić. Dostawała tylko wodę. Kiedy dziewczynka umierała, wymieniano ją na martwą córkę sąsiadów. Żeby rodzice nie musieli jeść własnego dziecka. Gotowali mięso i robili na nim zupę”. Te akty kanibalizmu jesteśmy w stanie „usprawiedliwić”, ponieważ rozumiemy przymus takiego postępowania i tragizm z niego wynikający.

O wiele bardziej szokuje nas ludożerstwo propagowane tendencjami religijnymi czy rytualnymi. Występuje ono wtedy, gdy spożywanie ludzkiego mięsa wynika z przekonań religijnych. Kanibalizm rytualny może być powiązany ze swoją wojenną i przestępczą odmianą. Aztekowie (właściwie Mexikowie) wierzyli, że jedzenie ludzi zapewnia równowagę we wszechświecie. Na talerz trafiali głównie jeńcy wzięci do niewoli podczas walk z sąsiednimi plemionami. Często plemiona te „umawiały się” na wojnę, aby zapewnić sobie nawzajem odpowiednią liczbę ofiar. Z kolei przestępczo-rytualna odmiana ludożerstwa ma relację ze związkami wyznaniowymi, na przykład z satanizmem.

Jedz mięso, będziesz wielki

Wśród niektórych plemion zjedzenie kawałka swojego wroga gwarantowało przejęcie jego siły. W XVI-XVII wieku aptekarze w Niemczech używali sproszkowanych ciał i kości skazańców do tworzenia medykamentów. Daleki Wschód nie pozostawał im dłużny. Według niektórych chińskich wierzeń ludzkie organy płciowe posiadały magiczną i uzdrawiającą moc. Zjedzenie serca miało zagwarantować przejście całej odwagi z ofiary na ludożercę. Z kolei mózg przywracał młodość – stąd też zainteresowanie nim wśród ludzi starszych.  Te i jeszcze bardziej okrutne praktyki opisał dziennikarz i dysydent Zheng Yi w artykule dla „New York Timesa” na temat politycznych ludożerców. Prawdziwe oblicze Wielkiej Proletariackiej Rewolucji Kulturowej możemy dostrzec także w jego książce „Szkarłatny memoriał”, gdzie szczegółowo analizuje zjawisko kanibalizmu w Guangxi. Wbrew pozorom wierzenia o magicznych właściwościach ludzkiego mięsa nie zanikły. W dokumencie „The Cannibal Warlords of Liberia”, którego chęć obejrzenia YouTube kazał potwierdzić mi aż dwa razy, dziennikarz Shane Smith rozmawia m.in. z byłym generałem o przydomku Butt Naked (Joshua Milton Blahyi). Z pozoru zabawny przydomek wziął się stąd, że Blahyi preferował walkę, będąc przywdzianym tylko w karabin maszynowy.

Generał Butt Naked dla Vice

„Siadałem na krześle. Wokół mnie siedzieli moi chłopcy. Śpiewaliśmy. Starsi przynosili niewinne żywe dziecko. Rozcinaliśmy mu plecy. Wyciągaliśmy serce. Kroiliśmy je na kawałki. Dzieliliśmy się nimi. (…) To miało dodać nam odwagi i energii przed bitwą. Wierzyliśmy, że dzięki temu żadna kula nas nie trafi” powiedział dziennikarzowi bez zająknięcia.

W dalszej części rozmowy przyznaje się też do zabijania dzieci i picia ich krwi. Shane Smith tłumaczy, że rzeczywistość Liberczyków jest jak wojna secesyjna na sterydach, postapokaliptyczny armagedon z gwałtami na porządku dziennym, dziećmi-żołnierzami popalającymi heroinę i… kanibalami. Często przed bitwą w celu ochrony składano ofiarę z człowieka, najlepiej nienarodzonego. Szukano więc ciężarnych kobiet. Rozpruwano im brzuchy. Ćwiartowano żywe jeszcze płody i pożerano na surowo ich ciała. Przerażający jest fakt, że to wszystko nie działo się w nie wiadomo jak odległej przeszłości. Wojny domowe w Liberii trwały przecież w latach 1989–1996 i 1999–2003.

Kuchenne rewolucje

Wspomniane wyżej okrucieństwa można zakwalifikować zarówno jako kanibalizm epikurejski (odżywczy), jak i aborcyjny. Swego czasu odmiany te „popularne” były także w Chinach. W 2012 roku „Wyborcza” opisała głośną aferę związaną z przechwyceniem ponad 17 tys. kapsułek zawierających sproszkowane zwłoki płodów. „Zbawienne lekarstwo” próbowano przetransportować właśnie z Chin prosto do Korei Południowej. Co szokuje, z cudu (nie)narodzin korzystają także celebrytki, które spopularyzowały metodę zwaną placentofagią. Polega ona na jedzeniu surowego, gotowanego lub sproszkowanego łożyska po porodzie i ma ona na celu zapobiec depresji poporodowej, zwiększyć poziom żelaza i wpływać pozytywnie na laktacje. Zwolenniczkami tej praktyki są Kim i Kourtney Kardashian, Hilary Duff czy Chrissy Teigen. Kanadyjscy naukowcy w publikacji „Journal of Obstetrics and Gynecology Canada” twierdzą, że zanieczyszczone łożysko stanowi zagrożenie zarówno dla matki, jak i jej dziecka (w momencie, w którym bakterie zostaną przekazane przez mleko matki). Niektórzy wręcz nazywają placentofagię autokanibalizmem. Co ciekawe, sam autokanibalizm powiązany jest ze schorzeniami psychicznymi, takimi jak lęk lub depresja, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne czy schizofrenia. Skrajny samokanibalizm jest bardzo rzadki. Osoby, które go przejawiają, zazwyczaj ograniczają się do spożywania własnych włosów, paznokci, strupów czy skóry. Na temat samego autokanibalizmu jest niewiele badań, więc można pokusić się o tezę, że większość kanibali preferują cudze mięso.

Chory psychicznie Peter Bryan porównywał ludzkie mięso do mięsa kurczaka. Artysta Tobias Schneebaum, który niefortunnie wpadł w ręce plemienia Arkambut, po powrocie do cywilizacji stwierdził, że ludzkie mięso przypomina wieprzowinę. Seryjny zabójca Jeffrey Dahmer przyrównał smak swoich ofiar do filetu mignon. Issei Sagawa przekonywał, że ludzkie mięso jest o niebo lepsze od zwierzęcego, bo nawet to surowe nie wydziela specyficznego swądu, charakterystycznego dla mięsa zwierzęcego. Osobiście uważam, że to on wydaje się najbardziej kontrowersyjnym kanibalem spośród wyżej wspomnianych. W trakcie studiowania w Paryżu poznał 25-letnią Renée Hartvelt. Zastrzelił ją, zgwałcił  zwłoki i zjadł je w przeciągu dwóch dni. W swoich pamiętnikach zapisał, że mięso z pośladków jadł surowe. Nie miało ponoć żadnego smaku. Mięso z bioder było mdłe i musiał je doprawić solą i musztardą. Mięso z ud określił jako „cudownie smaczne”. W całej tej historii to nie szczegółowe opisy walorów smakowych ludzkiego mięsa są najbardziej zatrważające, a to, że z samego Sagawy zrobiono celebrytę. To po części zasługa bogatego ojca, który, jak się można było spodziewać, dopilnował, żeby syn nie wylądował w więzieniu. Issei znalazł się za to w szpitalu psychiatrycznym, gdzie czytał bardzo dużo książek poświęconych innym kanibalom. Szef tamtejszego szpitala był przeciwny decyzji sądu, uważając, że Issei jest całkowicie zdrowy i powinno się go umieścić w więzieniu. Tak też się stało, ale „celebryta” spędził tam tylko kilkanaście miesięcy. Tutaj kolejny ukłon w stronę bogatego taty, dzięki któremu po wyjściu z więzienia, mógł z dumą rozprawiać o czynach, które popełnił. Ba! Zobrazował nawet swoje morderstwo w książce „In the Fog”, przy której mój powyższy opis jego bestialstwa brzmi jak bajka dla dzieci. Poza tą książką napisał jeszcze 19 innych, wystąpił w filmach (w tym jednym pornograficznym), udzielał wywiadów, a także pojawił się na okładce japońskiego magazynu o gotowaniu.

„Co jest złego w jedzeniu ludzkiego mięsa? W pełni zgadzam się z Gerogesem Bataillem, który twierdził, że kanibalizm zaczyna się na pocałunku. Uważam, że u źródła obu czynności leży ten sam instynkt, potrzeba «spróbowania innego człowieka», choć to zapewne odosobniona opinia” – zastanawiał się Sagawa w wywiadzie dla „VICE”.

Issei Sagawa

Śmiejąca się śmierć

Kanibal-celebryta nazywa swoje skłonności niczym innym jak fetyszem. Przyrównuje kanibalizm do pociągu seksualnego, a świat mu klaszcze i prosi o więcej mniej lub bardziej trafnych opisów. Niektórzy nawet zastanawiają się, czy w jego słowach nie kryje się ziarnko prawdy. Może rzeczywiście nie ma nic złego w jedzeniu ludzkiego mięsa (pod warunkiem, że zdobycie go nie poprzedza  przemoc)?

Okazuje się, że człowiek jest dosyć pożywnym stworzeniem. James Cole z University of Brighton w Wielkiej Brytanii sporządził tabelę, przedstawiając wartości odżywcze poszczególnych ludzkich członków. Na jej podstawie można stwierdzić, że człowiek ważący ok. 70 kg pożarty w całości (łącznie z kośćmi i chrząstkami) dostarczyłby nam 81 tys. 500 kalorii. Po przeliczeniu wartości energetycznej samego mięsa okazuje się, że dieta na nim oparta jest mało ekonomiczna. Plemię składające się z 25 osób musiałoby zjadać dziennie trzech ludzi. Do tego dochodzi niebezpieczeństwo związane z chorobami wywołanymi prionami (białkami wirusopodobnymi). Jedną z takich chorób jest nieuleczalna kuru, zwana inaczej „śmiejącą się śmiercią”. Do niedawna występowała tylko wśród nielicznych plemion, np. wśród ludu Fore z Nowej Gwinei, którzy na dowód szacunku do zmarłych krewnych gotowali ich mózgi, aby później je zjeść lub rozsmarować je na skórze. Kuru powoduje, że mózg ulega zgąbczeniu. Towarzyszy temu zaburzenie równowagi, silne drgawki, mimowolne ataki śmiechu i płaczu.

Mimo naszych mniemań kanibalizm nie jest domeną tylko i wyłącznie niecywilizowanych ludzi. Na granicy szaleństwa jesteśmy zdolni do wielu rzeczy – to właśnie wtedy dociera do nas, że tak naprawdę niczym nie różnimy się od zwierząt. Ludożerstwo towarzyszy nam od zawsze. Pytanie brzmi: czy kiedyś przestanie budzić w nas tak silne emocje? 

Katarzyna Rachwalska